niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział 14 - ,,Wiesz, że to szaleństwo?"

No i jestem. Trochę dłużej mi to zajęło :P Przeskoczyłam z historią o kilka lat, żeby główni bohaterowie mogli być już dorośli :D Miłego czytania :3


______________________________________________________________________________
Kilka lat później...

     Czarnowłosa dziewczyna o bladokremowej skórze kroczyła nieśmiało po korytarzu zamku. Miała na sobie zwykłą, białą sukienkę do kolan, którą spięła w pasie srebrną broszką w kształcie muszli ślimaka. W ręku kurczowo trzymała wielką, skórzaną księgę, a jej błękitne oczy błyszczały z zachwytu. Skierowała się w stronę drzwi do pokoju, a raczej jak to mówili w Asgardzie - komnaty Lokiego. Zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi, więc bez wahania weszła do środka. Nikogo nie było.
Pewnie gdzieś znowu poszedł. Znowu beze mnie. Najwyżej pokażę mu to jak wróci.
Wzruszyła ramionami i ruszyła z powrotem do swojej komnaty. Zobaczyła nieopodal Lokiego rozmawiającego z jakimiś dziewczynami. Podbiegła do niego omal nie potykając się o własne nogi i z wielkim uśmiechem na twarzy pokazała mu książkę.
- "Miejsca ukryte w zakątkach dziewięciu światów" - przeczytał tytuł, a Mara pokiwała głową z zadowoleniem.
- Możemy któreś z nich odnaleźć. Taka mała przygoda - powiedziała, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Możecie zostawić nas samych? - zwrócił się do rozbawionych dziewczyn, a one posłusznie odeszły - Mara to nienajlepszy pomysł.
- Czemu? - spytała mrużąc oczy.
- Masz zakaz. To niebezpieczne, a poza tym Argorn tylko czeka aż wyjdziesz za progi zamku. Więc lepiej odłóż tą księgę na swoje miejsce i zapomnij o tym - powiedział kładąc jej rękę na ramieniu.
Dziewczyna odeszła do tyłu urażona.
- Argorna nie widziałam już od kilku lat. Nie jestem już dzieckiem i umiem się obronić zarówno za pomocą magii, jak i broni. Powiedz po prostu, że to wstyd dla ciebie gdziekolwiek się ze mną pokazywać i że nie chcesz spędzać ze mną czasu.
Kłamca zamrugał niezadowolony.
- Mam rację prawda?
- Może - odpowiedział i bez żadnego dodatkowego słowa ruszył przed siebie omijając Marę.
- Przyjaciele na zawsze, tak? - spytała nie odwracając się. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko zerknął za siebie i poszedł dalej - Tak też myślałam...
Przytuliła do siebie księgę i powstrzymując łzy wróciła do komnaty. Wchodząc do środka zauważyła, że na jej łóżku siedzi blondynka o dużych, niebieskich oczach i uśmiechem na twarzy.
- Nie było cię, więc postanowiłam poczekać. Mam ciekawe nowiny - powiedziała posyłając jej promienny uśmiech, lecz szybko spoważniała - Ty płaczesz? - wstała na równe nogi.
- To nic takiego Sigyn... - pokręciła głową odkładając książkę.
- Jak to nic takiego? - spytała przytulając przyjaciółkę - Loki?
- Ja już go nie poznaję. Kiedyś był moim przyjacielem, a teraz... - usiadła na łóżku - Czemu on taki jest?
- Ludzie się zmieniają i nic na to nie poradzisz... A co od niego chciałaś? - Mara pokazała na książkę - "Miejsca ukryte w zakątkach dziewięciu światów" - przeczytała - Może ja z tobą pójdę?
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Dzięki, jesteś kochana.
- Bo to w końcu ja - zaśmiała się, a Mara jej zawtórowała – Dobrze, ja już idę - wstała i podeszła do wyjścia.
- Miałaś mi chyba przekazać jakąś nowinę.
- To może poczekać. Jestem już spóźniona - powiedziała i wyszła.
     Mara położyła się na niebieskiej pościeli i przykryła głowę poduszką. Musiała jakoś odreagować, więc postanowiła poćwiczyć. Wzięła fiolkę z fioletowym płynem i wypiła zawartość jednym haustem. Poczuła jak jej ciało przeszywa dreszcz. Podeszła do wielkiego lustra i spojrzała na siebie. W jednej chwili na jej nadgarstku pojawił się pentagram, a jej ciało zmieniło kolor na srebrnoszary. Skupiła wzrok na swojej dłoni i zamknęła oczy. Myślała tylko o jednym. Stworzyć ogień... Otworzyła oczy z nadzieją, ale jej dłoń nie płonęła. Wyciszyła ponownie swój umysł, ale dalej nic się nie działo.
- Minęło kilka lat, a ja ciągle tego nie umiem! - zdenerwowana złapała książkę, która nagle zapłonęła. Odskoczyła do tyłu i zdając sobie sprawę co się dzieje ugasiła ogień - Jak to działa? Kiedy jestem skupiona nic się nie dzieje. Kiedy się zezłościłam to nagle zaczęło płonąć... - zaklaskała w dłonie - Emocje! To działa na zasadzie emocji!
     Spojrzała na swoją rękę i postanowiła spróbować jeszcze raz. Przypomniała sobie jak potraktował ją Loki, jak się zachowywał w ciągu tych pięciu lat. Ogarniała ją złość, którą próbowała przekształcić w ogień. Jej ręka zaczęła się palić i zmieniała wielkość płomienia zależnie od chęci dziewczyny. Gdy wyciszyła umysł ogień zgasł.
- Teraz czas na lód - powiedziała sama do siebie. Wiedząc, że lód będzie działał na innej zasadzie, skupiła się i stworzyła lodowy sztylet. Uśmiechnęła się zadowolona. Umiała choć trochę opanować moce olbrzymów. Była zachwycona swoim osiągnięciem. Od dłuższego czasu głowiła się nad tym jak używać tych mocy. Położyła się zadowolona na łóżku i przysnęła.

***

     Obudziło ją pukanie do drzwi. Zaspana zamruczała coś co miało oznaczać, żeby osoba która pukała weszła. Widząc Sigyn wchodzącą do pokoju odwróciła się na brzuch i będąc na krańcu łóżka zleciała na podłogę,
- Co jest? - spytała leżąc plackiem na podłodze.
- Weź wstań.
- Dobrze mi tu tak. Mów o co chodzi - mruknęła.
- Miałyśmy wyjść...
- Ach, no tak! - zerwała się z ziemi i chwyciła szczotkę - Muszę się przebrać, czekaj chwilę - złapała za przyszykowane już wcześniej ubrania i wbiegła do łazienki.
Ściągnęła z siebie wymiętoloną sukienkę i rzuciła ją do kosza z brudnymi ubraniami. Założyła na siebie wygodną, obcisłą koszulkę na ramiączkach, luźną, czarną, wielowarstwową spódnicę do połowy uda pod którą do specjalnego paska na nodze schowała sztylet. Spięła włosy w wysoką kitkę, a na nogi założyła luźne, wygodne kozaki. Wyszła z łazienki i złapała za torebkę na ramię, w której trzymała midgardzki aparat, notatnik, długopis, wodę i małą, podręczną książeczkę botaniczną.
     Zanim otworzyła drzwi i przekroczyła ich próg przypomniała sobie o jednym.
- Zaraz. Przecież nas nie wypuszczą.
- Myślałam, że coś wymyślisz mogłybyśmy wyjść jakoś inaczej.
- Jedynym innym wyjściem jest okno.
- To może oknem?
Mara podeszła do okna, otworzyła je i spojrzała w dół. Były bardzo wysoko, a na dole znajdowały się krzaki.
- Wiesz, że to szaleństwo? - spytała rozglądając się, czy nikogo w pobliżu nie ma.
- Może i szaleństwo, ale sama chciałaś wyjść. W zamku przecież się nie teleportujesz.
- Możemy związać kołdrę z prześcieradłem, a potem po niej zejść. Nic się nam nie stanie, widziałam to w wielu filmach.
- Tak też zróbmy - Sigyn złapała za prześcieradło, związała je z kołdrą, a kołdrę z firanką i przymocowała je do łóżka - Ty pierwsza.
     Mara złapała się mocno materiału i stanęła na oknie. Upewniając się, że łóżko się nie rusza, a materiały są dobrze przywiązane, zaczęła schodzić na dół. Materiał boleśnie obcierał jej dłonie, ale mimo to na jej twarzy nie zagościł grymas. Trzymając się już tylko końcówki firanki zeskoczyła z gracją na ziemię. Sigyn widząc, że dziewczyna przeszła bez problemu, złapała się "liny" i także zaczęła schodzić na dół. Materiał zaczął się rwać. Złapała się mocniej i wisiała w bezruchu. Była wysoko nad ziemią, ale za daleko od okna, więc nie miała jak zeskoczyć, ani jak wejść z powrotem na górę. Materiał zaczął rwać się coraz bardziej, a kiedy porwał się już całkowicie blondwłosa krzyknęła czując jak leci w dół. Zamknęła oczy mając nadzieję, że jakimś cudem uda się jej uchronić przed bolesnym upadkiem. Mara szybko zareagowała. Magią zatrzymała przyjaciółkę zanim ta uderzyła o ziemię.
- Na Odyna! To było przerażające - powiedziała, ale Mara zatkała jej usta.
- Ciiii... Zaraz będą tu straże, musimy zwiewać - rozejrzała się w poszukiwaniu strażników i pociągnęła Sigyn za rękę.
     Przedzierały się przez krzaki jak najciszej mogły. Trochę się podrapały przez wystające gałęzie, ale w końcu dotarły do wioski przy zamku. Mara rozejrzała się z zachwytem, ale szybko spoważniała widząc stajnie z kilkoma końmi. Jej oczy zabłyszczały z zadowolenia. Wpadła na pomysł.
- Będą nas szukać. Musimy wziąć konia.
- Ne umiesz jeździć konno - stwierdziła z przerażeniem.
- Damy radę - ostrożnie wsiadła na konia i pomogła Sigyn. Poklepała zwierza i zanim właściciel cokolwiek zauważył ruszyła przed siebie.

***
     Spacerował sobie wioską oglądając chatki mieszkańców i bawiące się dzieci. Miał na sobie czarne, skórzane spodnie, zieloną bluzkę i pasującą do spodni skórzaną kurtkę. Włosy, które były dłuższe niż kiedyś zostawił w artystycznym nieładzie. Twarz blada jak u trupa była wykrzywiona w wyraźny grymas, natomiast szmaragdowe oczy ukazywały głębokie zamyślenie. Ludzie poruszali się obok niego pospiesznie i mimo niecodziennego wyglądu nie zwracali na niego większej uwagi. On również się im nie przyglądał. Szedł przed siebie patrząc w jeden punkt, ale zatrzymał się widząc znajomą sylwetkę niedaleko stajni. Podbiegł do niej szybko chcąc ją zatrzymać, ale ta wraz ze swoją przyjaciółką jechała już niezgrabnie na koniu, nie zauważając nawet jego obecności. Nie miał wyboru, wsiadł na gniadego konia, który na szczęście miał siodło oraz lejce i ruszył za dziewczynami mając nadzieję, że go nie zauważą.
***
     Zbliżały się do celu swej podróży. Tęten kopyt i przerażające rżenie konia ledwo zagłuszały szum wodospadu. Były coraz bliżej i bliżej. Mara zdenerwowała się, ponieważ koń nie zwalniał i jechał prosto do wody.
- Sigyn jak go zatrzymać? - spytała przerażona.
- Nie wiem. Zrób coś! Użyj magii! - krzyknęła łapiąc ją mocno w pasie. Mara rzuciła torebkę na bok i kiedy koń był już prawie w wodzie oślepiła go blaskiem mając nadzieję, że się zatrzyma. Koń wystraszył się i zrzucił dziewczyny na ziemię, a następnie uciekł galopem.
- Nie wierzę, że się na to zgodziłam - wymamrotała przygnieciona przez przyjaciółkę.
Mara zeszła z niej i zabrała leżącą nieopodal torebkę.
- Zawsze mogłyśmy wylądować w wodzie.
- I tak będziemy musiały się zmoczyć. Jak inaczej wejdziemy za wodospad?
Czarnowłosa wyjęła z torebki fiolkę z fioletowym płynem i pokazała ją Sigyn.
- Właśnie dla tego wzięłam to - uśmiechnęła się.
- Umiesz już nad tym panować?
- To było łatwiejsze niż myślałam.
- Ale nie będę mogła cię dotknąć.
- Wezmę tylko trochę, więc nie potrwa to długo - otworzyła pojemniczek i wypiła z niego kilka kropel.
Po jej ciele przeszedł dreszcz, a jej skóra jak zwykle przemieniła się w srebrnoszarą. Podeszła spokojnie do wody i dotknęła jej myśląc tylko, by ją zamrozić. Udało się.
- Uważaj, jest ślisko - stanęła na lodzie i przesuwała się ostrożnie, a Sigyn zrobiła to samo.
Wodospad nie był zamrożony, więc zeszły na bok, by jak najmniej się zmoczyć. Przesuwały się wzdłuż kamiennej ściany, aż w końcu znalazły się poza zasięgiem wody. Mara wyciągnęła z torebki książkę i zaczęła szukać konkretnej strony.
- Musimy znaleźć burgundowy kryształ, on nas przeniesie – odłożyła księgę na ziemię.
- Burgundowy? Jaki to kolor?
- Właśnie nie wiem.
- Widzę tu turkusowy, indygo, morski, krwisty, beżowy, łososiowy, fuksję, bordowy - wyliczała - Więc to chyba ten - wskazała na kryształ kolorem zbliżony do buraczkowego.
- Zobaczmy.
     Obie dotknęły klejnotu i nagle poczuły się jak podczas teleportacji. Były teraz w ciemnym miejscu. Nic nie widziały, nic nie słyszały, tylko czuły siarczysty zapach, jakby ktoś odpalił zapałkę. Mara stworzyła niebieską kulę światła i podeszła kilka kroków do przodu. Zobaczyła różowy krzak z liśćmi w kształcie serc, a dalej te same krzaki, tylko w innych kolorach. Zrobiła im zdjęcie, opisała je, a następnie urwała po gałązce i schowała. W innych miejscach widziała znane jej już rośliny. Było też tam jezioro o lodowatej wodzie. Podeszła do miejsca gdzie usłyszała jakiś dźwięk. Odwróciła się i odskoczyła do tyłu tłumiąc krzyk. Zwierzęta przed nią były średniej wielkości, czarne, z ostrymi pazurami i zębami. Na ich grzbietach znajdowały się kolce i skrzydła. Wyglądały jak małe smoki. Stworzenia poruszyły się niespokojnie.
- Smoczki cienia... - usłyszała ściszony ton głosu Sigyn - Nie możemy ich obudzić. Lepiej już wracajmy.
Mara sięgnęła po książkę, ale jej nie znalazła.
- Zostawiłam książkę za wodospadem.
- Utknęłyśmy tu?! - krzyknęła, a Mara zatkała jej ręką usta.
- Cicho. Chcesz zbudzić smoki? Znajdziemy jakieś inne wyjście.
Podeszła kilka kroków do jeziora zostawiając Sigyn w mroku i nadepnęła na patyk, którego trzask rozniósł się po okolicy. Dziewczyny usłyszały głośny ryk i setki smoków cieni rzuciło się w ich stronę. Mara rzuciła kulę światła do góry tak, by miały lepszą widoczność.

***

     Loki wiedząc, że dziewczyny zbliżają się do celu zatrzymał konia niedaleko i przywiązał go do drzewa. Resztę drogi przebył pieszo. Widział jak dziewczyny spadają z przestraszonego konia i dzięki Marze dostały się za wodospad. Wszedł  ostrożnie na dość cienki lód, który trochę popękał pod jego ciężarem. Aby nie wpaść do wody ukląkł i przemieszczał się na czworaka. Nie zdążył zobaczyć jakim sposobem Sigyn i Mara zmieniły swoje położenie. Chciał już zawrócić, ale zauważył leżącą księgę, którą pokazywała mu Mara. Otworzył ją i zaczął szukać wzmianki o przejściu za wodospadem.
- Burgundowy... - rozejrzał się i dotknął odpowiedniego kamienia.
     Przeniósł się gdzieś indziej, czuł to. Zanim zdążył się rozejrzeć po okolicy poczuł jak coś mocno podrapało go w nogę. Syknął z bólu, odrzucił stworzenie na bok i unikając kolejnego ataku zauważył Sigyn skuloną na ziemi i Marę na którą leciały czarne stworzenia. Jedno drasnęło ją pazurami w twarz, drugie wbiło zęby w jej nogę. Upuścił księgę i ruszył w jej stronę chroniąc się przed atakiem. Dziewczyna zaczęła biec odganiając się od ptaków. Złapała za sztylet i wymachiwała nim na prawo i lewo próbując trafić napastników.
- Mara stój! - krzyknął stanowczo Loki, lecz przez skrzek smoków dziewczyna nic nie słyszała.
     Wbiegła na wysoki klif i odwróciła się, by sprawdzić, czy czarne stworzenia nadal za nią lecą. Nim zdążyła zauważyć w jakiej jest sytuacji, jeden ze smoków skoczył na nią i oboje z wielkim pluskiem wpadli do wody. Mara się szarpała, próbowała zdjąć z siebie gada który boleśnie wgryzał się w jej rękę i wbijał szpony w jej brzuch. Próbowała krzyczeć, ale zakrztusiła się wodą. Czuła jak wraz z ubywającą krwią traci siły, a obraz staje się niewyraźny. Była już głęboko pod wodą. Traciła oddech. Tonęła.
     Zanim straciła przytomność zobaczyła jakąś rozmazaną postać, która dźgnęła smoka w plecy sztyletem i odrzucając stworzenie na bok, złapała ją w pasie.
Loki wypłynął na brzeg trzymając w rękach bezwładne ciało Mary i zauważył, że wszystkie smoki leżą nieprzytomne. Sigyn widząc chłopaka podniosła się z ziemi mimo zmęczenia.
- Ty to zrobiłaś? - spytał podchodząc do niej kulawo, gdyż miał zranioną nogę.
- Nie wiem. Chyba - spojrzała z troską na Marę - Czy ona...?
- Oddycha. Ledwo - westchnął.
Mara kaszlnęła, ale się nie zbudziła.
- Musimy zatamować jej ranę, ale najpierw trzeba stąd iść.
- Zostawiliśmy księgę, nie wiemy jak wyjść.
- Tak jak weszliśmy. Upuściłem księgę tam - wskazał głową na kępę trawy - Schowaj ją tak, by Mara więcej jej nie znalazła
     Sigyn kiwnęła głową i podniosła księgę. Zabrała również lekko porwaną torebkę dziewczyny i razem z Lokim podeszła do ściany z kamieniami. Tak jak wcześniej dotknęli burgundowego kamienia, lecz tym razem znaleźli się obok wodospadu. Loki przeszedł parę kroków, ale nagle poczuł promieniujący ból w nodze i upadł na kolana prawie upuszczając Marę.
- Loki co jest? - spojrzała na jego nogę i zobaczyła, że na spodnie w pewnym miejscu są podarte, a większość jest zdarta - Na Odyna! To wygląda okropnie.
- Idź po konia. Przywiązałem go niedaleko do drzewa.
Sigyn skinęła głową i pobiegła w stronę drzew.
     Loki widząc, że rana Mary obficie krwawi zdjął z siebie zieloną bluzkę i rozerwał z niej długi pasek, który następnie mocno przywiązał do jej ręki. Resztę materiału przywiązał do swojej nogi krzywiąc się z bólu. Spojrzał na dziewczynę. Była śmiertelnie blada i zimna. Złapał ją tak jak wcześniej i wstał widząc zbliżającą się Sigyn. Na jego szczęście Mara była lekka jak piórko.
- Mówiłem, że to zły pomysł - mruknął do nieprzytomnej dziewczyny nie oczekując odpowiedzi.

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 13 - ,,Przyjaciele na zawsze"

Długo mnie nie było... Ba! Bardzo długo. Ale na pewno nigdy, ale to nigdy nie przestanę pisać tego opowiadania, choćbym miała skończyć go w wieku dziewięćdziesięciu lat (jeszcze Susan, by mnie zabiła, lub coś) :D
Następny rozdział jeśli nie pojawi się w tą niedzielę to powinien pojawić się następną, bo jest już w części napisany.
To będzie taki jeden z dłuższych i trochę nudniejszych, ale już w następnym zacznie dziać się więcej :P
A więc...
LOKI'D!
______________________________________________________________________________



     Słysząc niepokój w głosie Mary, Loki westchnął niezadowolony i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Zdziwił się widząc wysokiego, blondwłosego mężczyznę z lekkim zarostem i niebieskimi, uradowanymi oczami. Miał na sobie nietypową zbroję i długą, czerwoną pelerynę, a w ręce trzymał coś w rodzaju młotka.
- Loki, bracie tak za tobą tęskniłem - powiedział, po czym przesunął się do przodu, aby uściskać Kłamcę. Ten jednak odskoczył do tyłu unikając czułości ze strony blondyna.
- Kim jesteś i czego chcesz? - spytał nieufnie.
- Wybacz zapomniałem, iż mnie nie pamiętasz. Jestem Thor syn Asgardu. Przyszedłem po ciebie oraz twoją przyjaciółkę pod nakazem mego ojca.
- Nigdzie z tobą nie idziemy, za to ty powinieneś, bo inaczej wezwę policję. Zapewne nie będą zadowoleni, że jakiś napakowany facet w dziwacznym stroju napastuje dwójkę nastolatków.
- Widzę, że dawny charakter cię nie opuścił - uśmiechnął się jakby słowa Kłamcy nic nie znaczyły - Brakowało mi ciebie i twego ciętego języka.
- Dosyć, dzwonię po gliny.
- Czekaj - dziewczyna złapała go za rękę gdy ten chwycił telefon - Wydaje mi się, że powinniśmy mu zaufać. Ja już go widziałam...
- Gdzie?
- Miałam coś w rodzaju wizji. On w niej był i ty chyba też w niej byłeś. A poza tym pomyśl tylko. Thor, Loki, Asgard. To jak w tej mitologii, którą czytaliśmy.
- Dobra. Załóżmy, że ten blondas to nie świr - odwrócił się w stronę Thora - Gdzie chcesz nas zabrać i po co?
- Na Ziemi grozi wam niebezpieczeństwo. Argorn rośnie w siłę i nie zdołamy was tu obronić, ani wy sami nie dacie sobie z nim rady. Muszę zabrać was do Asgardu, gdzie znajdziecie się pod ścisłą ochroną i zostaniecie przeszkoleni, aby móc się bronić oraz panować nad swoją mocą.
- To brzmi sensownie prawda Loki? - spytała Mara - Możesz coś o nas więcej opowiedzieć? Tylko pomiń mniej istotne rzeczy.
Thor skinął lekko głową i uśmiechnął się.
- Loki pochodzi z Jotunheimu, krainy Lodowych Olbrzymów. O tobie droga Maro wiadomo nam niewiele. Podejrzewamy jednak, że jesteś pochodzenia dwóch różnych ras: Lodowych Olbrzymów i Ognistych Olbrzymów co jest niespotykane, gdyż te dwa rody toczą ze sobą zażartą wojnie. Zostaliście znalezieni w Jotunheimie i przeniesieni do Midgardu.
- Lodowe Olbrzymy? Ogniste Olbrzymy? Żartujesz sobie? - spytał Kłamca.
- Jestem skłonny do żartów, jednak nie w tym wypadku.
- Czemu zostawiliście nas na Ziemi zamiast zabrać do Asgardu?
- Pewnie nie chcieli narażać nas na niebezpieczeństwo - odpowiedziała szybko za Thora bojąc się, że powie on Lokiemu o jego złej przeszłości - Prawda? - spojrzała na Gromowładnego błagalnie.
- Zaiste jest to prawdą - pokiwał głową ze zrozumieniem - Nie spodziewaliśmy się, że może wam coś tu zagrażać.
- I teraz mamy zostawić to wszystko i po prostu z tobą pójść?
- Nie powinniśmy zostawiać Sary samej. Opiekowała się nami od dziecka, a teraz mamy ją tak po prostu opuścić?
- Obawiam się, że nie macie wyboru - Thor położył dłoń na ramieniu dziewczyny - Proponuję abyście zostawili wiadomość, wzięli ze sobą najważniejsze rzeczy i jak najszybciej udali się ze mną do Asgardu.
Mara spuściła głowę.
- Loki idź proszę po mój zeszyt. Ja zajmę się wiadomością dla Sary.


***


     Wszedł powoli po drewnianych, skrzypiących schodach i otworzył drzwi pokoju. Rozejrzał się w poszukiwaniu zeszytu. Otworzył ozdobioną wieloma naklejkami szafkę, która stała tuż obok łóżka, spodziewając się, że tam będzie ukryty. Po wyjęciu kilku książek i zeszytów w końcu go znalazł. Przez jego głowę przemknęła myśl zobaczenia co jest w środku. Sprzeciwił się sobie samemu, lecz po dłuższym namyśle stwierdził, że to tylko wiersze i nic się nie stanie jak jakiś przeczyta. Otworzył zeszyt na przypadkowej stronie i zaczął czytać jeden z wierszy.

,,W samym środku serca zgubiłam marzenia
Z cichym szeptem wiatru odeszły wspomnienia
Teraz sama stoję na polanie życia
Jestem białą kartą, nie mam nic do ukrycia
Weź pióro przyszłości napisz chociaż zdanie
Nie chcę zniknąć w mroku, nim świt jutrzejszy nastanie
Każda historia życia musi mieć początek
Najpierw pusta, a potem pełna życiowych pamiątek"

      Przetarł oczy z wrażenia. Dziewczyna nigdy nikomu samowolnie nie dała przeczytać żadnego wierszu, przez co nikt nie mógł się przekonać jaka jest w tym dobra. Już przewrócił kartkę, by przeczytać kolejne dzieło, gdy ona weszła do pokoju.
- Zapomniałam ci powiedzieć, gdzie jest... - przerwała zauważając, że Loki szpera w jej zeszycie - Co ty robisz? - podeszła do niego zdenerwowana i wyrwała mu zeszyt z rąk - Miałeś tylko mi go przynieść. Nikt nie ma prawa zobaczyć co jest w środku.
- Czemu? Wiersze są po to by wszyscy mogli je czytać.
- Ale nie te.
- Masz talent, ale wolisz go nie ujawniać. Ciągle siedzisz w kącie z podkulonym ogonem. To takie dziecinne.
- Z dnia na dzień stajesz się coraz większym kretynem – stwierdziła i wyszła trzaskając drzwiami.
- Czy ona zawsze musi się o wszystko pieklić? – zapytał się sam siebie. Złapał się za głowę zdając sobie sprawę z tego co zrobił - To była jej prywatna rzecz, coś jak pamiętnik. Ma rację, jestem kretynem.

     Mara krążyła po salonie szperając międzyczasie w różnych szafkach. Już kilka razy wyciągnęła rzeczy z szuflad, by ponownie je tam schować i powrócić do bezcelowego chodzenia po pokoju. Thor przyglądał się temu z cierpliwością.
- Słuchaj - zwróciła się do Gromowładnego, przestając grzebać w szufladzie - Jaka jest pogoda w tym Asgardzie?
- Słońce grzeje nas cały rok, rośliny ciągle dają plony, rzadko kiedy jest chłodniej.
- Czyli coś w stylu późnej wiosny. Dobra - powiedziała, po czym wróciła do swojej poprzedniej czynności.
- Czego szukasz? - za pleców usłyszała głos Lokiego, który przyprawił ją o dreszcze. Nieco podirytowana odwróciła się do niego - Szukam niebieskiego pudełeczka z kokardką. Jest tam naszyjnik, który dała mi mama.
- O tym mówisz? - wyjął z szuflady małe, jasne pudełko.
- Tak dzięki- wzięła od niego pudełko i włożyła je do podręcznej torebki. Podeszła niepewnie do drzwi - Możemy ruszać.
     Nie podobało się jej miejsce do którego zabrał ich Thor. Znajdowali się na jakimś polu, z dala od jakichkolwiek ludzi. Ukradkiem spojrzała na Lokiego. Chyba miał ważniejsze problemy na głowie, gdyż przez całą drogę był myślami gdzie indziej. Dziewczyna widząc, iż Kłamca jest chwilowo nieobecny podeszła do Gromowładnego.
- Thor mam do ciebie sprawę - syn Odyna był zaskoczony, ale po chwili kiwnął głową dając jej do zrozumienia, żeby kontynuowała - Ja wiem, że Loki był kiedyś na złej drodze. Nie powinien o tym wiedzieć, mógłby to źle znieść... Lepiej nic mu o tym nie mów.
- Zachowam to dla siebie - pokiwał głową i zerknął z powrotem przed siebie - Jesteśmy na miejscu - powiedział głośniej stając w miejscu, gdzie na zbożu zostały wygniecione dziwne wzory - Trzymajcie się mocno - zwrócił się ku niebu - Heimdalu, otwórz Bifrost!

     Nagle Mara i Loki odczuli skutki nie złapania się ręki chociażby Thora. Powietrze zawirowało, a wokół nich pojawiła się kolorowa błyszcząca ściana. Czuli jak tracą grunt pod nogami wznosząc się do góry. Nie widzieli już zboża, drzew ani nieba. Dookoła widać było tylko gwiazdy ledwo prześwitujące przez tęczową barierę. Zdołali także ujrzeć planety o różnych barwach, kometę zostawiającą za sobą długi, mglisty warkocz, oraz coś w rodzaju drogi mlecznej. Nie trwało to jednak długo. Nie widzieli już gwiazd i zaczęli odczuwać bolesne skutki grawitacji. Nie udało im się w porę złapać równowagi, przez co runęli jak kłoda do przodu.
- Chyba nie polubię takiego sposobu przemieszczania się - oznajmiła podnosząc się z podłogi.
         Spojrzała przed siebie i dopiero teraz zauważyła piękno miejsca w którym się znajduje. Ściany złotej kopuły pokrywał wzór przypominający połączenie tarczy zegara z jego mechanizmem. Przed nią znajdowało się coś w stylu okna ukazującego piękną galaktykę. Kiedy odwróciła się, by zobaczyć co jest za nią zauważyła wysokiego czarnoskórego mężczyznę w dziwnej, złotej zbroi trzymającego duży, równie złoty miecz. Otworzyła usta ze zdziwienia nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Loki, Maro witamy w Asgardzie - rozbrzmiał potężny głos czarnoskórego - Jestem Heimdall, strażnik Bifrostu.
- Czytałam o tobie - wymsknęło się dziewczynie - W mitologii Nordyckiej - dodała po chwili.
- Powinniśmy już iść - wtrącił się Thor - Wszechojciec zapewne się niecierpliwi.
- Thor ma rację - odezwał się Loki – Chodźmy jak najdalej od tego dziwoląga – dodał półszeptem i pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia.
     Kiedy wyszli z kopuły niemal oniemieli. Pod olbrzymim, tęczowym mostem znajdowała się rwąca woda, której wodospad był najprawdopodobniej granicą Asgardu. Idąc w stronę wielkiego, złotego zamku mogli zobaczyć mniej ozdobne domy w wiosce.
- Niesamowite miejsce - powiedziała przyglądając się dzieciom grającym w coś przypominającego berka.
- Niesamowite - potwierdził Loki.
- Staramy się o jak najlepsze standardy dla naszego ludu. Niewiele z nich różni się od Midgardczyków. Nikt z nas nie jest nieśmiertelny. Żywimy się jabłkami Idun, dzięki czemu możemy żyć dłużej.
- Trochę to pokręcone - rzekła.
- Tak jak to, że po czternastu latach dowiadujemy się, że nie jesteśmy ludźmi? Czy bardziej jak to, że blondynek w zbroi przeniósł nas do jakiejś tajemniczej krainy?
- Ta ironia jest niepotrzebna.
- Twoje wcześniejsze marudzenie też nie było potrzebne, a ja jakoś nie narzekałem.
- Palant - założyła ręce na klatce nie ukrywając oburzenia - Chociaż raz mógłbyś się ze mną nie kłócić,
     Thor przypatrywał im się uważnie mrużąc oczy ze zdumienia. Dziwił się, że ta dwójka się przyjaźni. Byli zupełnie różni. Loki wydawał się charyzmatyczny, twardy i opryskliwy, a Mara miła, troskliwa, uważna i broniąca swego.
- Jesteśmy na miejscu - stwierdził stając przed ogromną bramą i wszedł do środka.
     Mijali wiele pięknych sal, jednak ani Mara, ani Loki nie mogli im się dokładnie przyjrzeć. Straż otworzyła potężne drzwi i znaleźli się w obszernej, złotej sali tronowej, w której oprócz ich trójki i straży znajdowały się dwie osoby: siwy mężczyzna na obszernym, złotym tronie z brodą i opaską na oku, oraz stojąca obok niego kobieta o ciemnych blond włosach i sympatycznym wyrazie twarzy. Thor uklęknął. Mara i Loki stali zdezorientowani, aż Gromowładny nie pokazał im, że mają uczynić to samo.
- Witaj ojcze - zwrócił głowę w stronę kobiety - Matko. Przyprowadziłem ich jak chcieliście.
- Dobrze... - popatrzył na dwójkę - Witajcie w Asgardzie, siedzibie Asów. Jestem Odyn - urwał na chwilę - Pozostawiliśmy was w Midgardzie, bo mieliśmy nadzieję, że  będziecie tam bezpieczni. Jednak powstało nowe zagrożenie z którym nie możemy się zmierzyć i jedyne co nam pozostało to zabrać was z Midgardu.
- I tutaj mamy być bezpieczni? Tutaj on też może się pojawić - powiedział pogardliwie Loki.
- Zapewniam cię, że Argorn nie wkroczy na ziemie Asgardu, tym bardziej nie pojawi się w zamku - odparł nie ukazując żadnych emocji.
- Dopóki go nie pojmiemy Mara musi zostać w zamku - rozniósł się delikatny głos kobiety stojącej obok Wszechojca.
- Co?! - Mara wstała - Mam tu siedzieć i czekać, aż go złapiecie, co może nigdy nie nastąpić?
- Nie możemy ryzykować... Sigyn - kiwnęła głową do niedaleko stojącej, schowanej za strażnikiem, skromno ubranej blondynki - Zaprowadź naszych gości do ich komnat.
 Dziewczyna podeszła do Lokiego oraz Mary i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Pozwólcie, że was zaprowadzę - powiedziała.
Mara zerknęła na Lokiego i oboje poszli za dziewczyną.
Szli długim, złotym korytarzem. Mara miała spuszczoną głowę, natomiast Loki na przekór swojej naturze przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Zrobiliście w Asgardzie wiele zamieszania. Ktoś wypuścił plotkę, że możecie być niebezpieczni - powiedziała mniej nieśmiale niż wcześniej.
- N-niebezpieczni? - spytała odrywając wzrok z podłogi.
- Nikt nie wie jakie są twoje zdolności magiczne. Prawdopodobnie wielkie, skoro na ciebie polują. Słyszałam jak rozmawiali o tobie.
- Co mówili? - spytał Loki.
- Nie powinnam o tym mówić, ale słyszałam, że przejąć moc poprzez zabicie może tylko krewny tej osoby.
- Sugerujesz, że Argorn może być jej ojcem?
Mara po tych słowach stanęła jak wyryta.
- Niekoniecznie, ale to bardzo możliwe.
- On może być moim ojcem? - podeszła do ściany opierając, się o nią i łapiąc się za głowę - Moim ojcem? - zsunęła się na kolana i runęła na podłogę. Sigyn i Loki szybko zareagowali i podnieśli ją z ziemi.
- Chyba nie mieli zamiaru jeszcze jej tego mówić - powiedział z przekąsem Kłamca - Teraz musimy zaciągnąć ją do komnaty.
- Nie wiedziałam, że to może tym skutkować.
- To nic nowego. Znowu zemdlała.
- Jak to znowu? Przecież to może być niebezpieczne, trzeba ją zabrać do pokoju i wezwać lekarza.
- To nienajlepszy pomysł...
- Nie dyskutuj, tylko pomóż mi ją zanieść, jesteśmy niedaleko.
     Złapali ją jedną ręką w pasie, zaś drugą trzymali za rękę zwisającą na ich ramionach. Po drodze spotkali strażników, lecz ci zamiast zasugerować pomoc spojrzeli tylko na nich z dezaprobatą.
     Sigyn nacisnęła klamkę jednej z komnat i razem z Lokim wniosła Marę do pięknej, obszernej, białej komnaty, w którym znajdowało się kilka kremowych, zdobionych klejnotami mebli i położyła ją na dużym, niebieskim łóżku z baldachimem.
- Dobra, idę po lekarza. On się dowie co z nią nie tak - powiedziała wychodząc.
- Mara nie będzie zadowolona -
prychnął.
- Z czego nie będę zadowolona? - spytała obolałym głosem Mara podnosząc się z łóżka.
- Leż. Sigyn poszła po lekarza.
- Po lekarza?! - zerwała się z łóżka - Nie chcę tu żadnego lekarza. Zmywam się stąd.
- Stój - rozkazał Loki i nieświadomie stworzył niewidzialną barierę, na którą wpadła dziewczyna i przewróciła się na ziemię.

- Auć - podniosła się z ziemi - Czemu to zrobiłeś?

- Nie chciałem. Nie idź nigdzie. To może być poważne, nie bądź lekkomyślna.

- Dzięki za troskę - warknęła wracając na miejsce.
- Nie ma sprawy - odpowiedział z przekorą.
Po kilku minutach Sigyn weszła do pokoju ciągnąc za sobą lekarza. Mara posłała mu krzywy uśmiech.

- Słyszałem, że często tracisz przytomność - powiedział bez żadnego wyrazu twarzy.
- T-tak - zająknęła się.

- Muszę sprawdzić co się dzieje w twojej głowie. Mogę? - spytał, a Mara tylko pokiwała głową. Dotknął jej czoła i nagle poczuła w myślach czyjąś obecność. Bardzo ją to bolało. Próbowała go powstrzymać, bronić się. Zawyła z bólu i odrzuciła lekarza do tyłu, a następnie padła wyczerpana na łóżko. Kiedy się ocknęła zobaczyła zdziwione twarze znajomych.

- O Boże. Czy ja go zabiłam? - zakryła usta widząc leżącego na podłodze człowieka.

Facet złapał się za głowę i powoli wstał.

- Żyję i chyba wiem co jest przyczyną twoich omdleń - powiedział i wziął głęboki oddech
- Twoja moc jest wielka i niekontrolowana przez co przy użyciu jej dochodzi do wycieków mocy, które powodują osłabienie organizmu i są bardzo niebezpieczne.

- Niebezpieczne? Ale jak to?
- Jesteś jak bomba, która może wybuchnąć w każdej chwili i rozwalić całe miasto. Musisz jak najszybciej nauczyć się to kontrolować.
- To wszystko jest bez sensu... - mruknął Kłamca i wyszedł.

- A jemu co? - spytała Sigyn.

- Ma ostatnio gorsze dni. Pójdę za nim.
     Wyszła z komnaty i rozejrzała się po korytarzu. Zobaczyła jak Loki skręca w jeden z korytarzy i szybko za nim pobiegła. Znalazła się w dużym, pełnym kwiatów ogrodzie. Ścieżkę, którą kroczyła zdobiły kremowe i szare, gładkie kamienie, a przy ogromnym drzewie z błękitnymi kwiatami zamiast liści stała piękna, biała ławka. Słońce świeciło na niebie, ale nie grzało zbyt mocno, pogoda była idealna. Podeszła do Lokiego kopiącego leżący kamień i złapała go za rękę. Chłopak odwrócił się zmieniając wyraz twarzy z wściekłej na poważną.

- Czemu za mną poszłaś? Chciałem pobyć chwilę sam.
- Loki ja wiem, że tego nie akceptujesz i nie możesz się w tym odnaleźć. Sama się w tym gubię - spojrzała mu głęboko w oczy 

- Nie powinniśmy im ufać. Możemy polegać tylko na sobie.
- Rozumiem, że im nie ufasz, ale razem damy sobie radę i nikt nam nie zagrozi.
- Wierzysz im? Wierzysz to, że zostawili nas na Midgardzie, by nas chronić? Oni coś ukrywają, a ja kiedyś dowiem się co.
Mara przełknęła niepewnie ślinę.

- Ja też mam wątpliwości, ale nie widzę żadnego innego wyjścia. Nie musisz im ufać, zaufaj mi.
- Ufam ci. Obyśmy tego nie pożałowali.
 

- Oni nam pomogą, nauczą nas magii. Damy sobie radę… - zapadła długa, niezręczna cisza– Przyjaciele na zawsze?
- Przyjaciele na zawsze - powtórzył po niej.