wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 13 - ,,Przyjaciele na zawsze"

Długo mnie nie było... Ba! Bardzo długo. Ale na pewno nigdy, ale to nigdy nie przestanę pisać tego opowiadania, choćbym miała skończyć go w wieku dziewięćdziesięciu lat (jeszcze Susan, by mnie zabiła, lub coś) :D
Następny rozdział jeśli nie pojawi się w tą niedzielę to powinien pojawić się następną, bo jest już w części napisany.
To będzie taki jeden z dłuższych i trochę nudniejszych, ale już w następnym zacznie dziać się więcej :P
A więc...
LOKI'D!
______________________________________________________________________________



     Słysząc niepokój w głosie Mary, Loki westchnął niezadowolony i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Zdziwił się widząc wysokiego, blondwłosego mężczyznę z lekkim zarostem i niebieskimi, uradowanymi oczami. Miał na sobie nietypową zbroję i długą, czerwoną pelerynę, a w ręce trzymał coś w rodzaju młotka.
- Loki, bracie tak za tobą tęskniłem - powiedział, po czym przesunął się do przodu, aby uściskać Kłamcę. Ten jednak odskoczył do tyłu unikając czułości ze strony blondyna.
- Kim jesteś i czego chcesz? - spytał nieufnie.
- Wybacz zapomniałem, iż mnie nie pamiętasz. Jestem Thor syn Asgardu. Przyszedłem po ciebie oraz twoją przyjaciółkę pod nakazem mego ojca.
- Nigdzie z tobą nie idziemy, za to ty powinieneś, bo inaczej wezwę policję. Zapewne nie będą zadowoleni, że jakiś napakowany facet w dziwacznym stroju napastuje dwójkę nastolatków.
- Widzę, że dawny charakter cię nie opuścił - uśmiechnął się jakby słowa Kłamcy nic nie znaczyły - Brakowało mi ciebie i twego ciętego języka.
- Dosyć, dzwonię po gliny.
- Czekaj - dziewczyna złapała go za rękę gdy ten chwycił telefon - Wydaje mi się, że powinniśmy mu zaufać. Ja już go widziałam...
- Gdzie?
- Miałam coś w rodzaju wizji. On w niej był i ty chyba też w niej byłeś. A poza tym pomyśl tylko. Thor, Loki, Asgard. To jak w tej mitologii, którą czytaliśmy.
- Dobra. Załóżmy, że ten blondas to nie świr - odwrócił się w stronę Thora - Gdzie chcesz nas zabrać i po co?
- Na Ziemi grozi wam niebezpieczeństwo. Argorn rośnie w siłę i nie zdołamy was tu obronić, ani wy sami nie dacie sobie z nim rady. Muszę zabrać was do Asgardu, gdzie znajdziecie się pod ścisłą ochroną i zostaniecie przeszkoleni, aby móc się bronić oraz panować nad swoją mocą.
- To brzmi sensownie prawda Loki? - spytała Mara - Możesz coś o nas więcej opowiedzieć? Tylko pomiń mniej istotne rzeczy.
Thor skinął lekko głową i uśmiechnął się.
- Loki pochodzi z Jotunheimu, krainy Lodowych Olbrzymów. O tobie droga Maro wiadomo nam niewiele. Podejrzewamy jednak, że jesteś pochodzenia dwóch różnych ras: Lodowych Olbrzymów i Ognistych Olbrzymów co jest niespotykane, gdyż te dwa rody toczą ze sobą zażartą wojnie. Zostaliście znalezieni w Jotunheimie i przeniesieni do Midgardu.
- Lodowe Olbrzymy? Ogniste Olbrzymy? Żartujesz sobie? - spytał Kłamca.
- Jestem skłonny do żartów, jednak nie w tym wypadku.
- Czemu zostawiliście nas na Ziemi zamiast zabrać do Asgardu?
- Pewnie nie chcieli narażać nas na niebezpieczeństwo - odpowiedziała szybko za Thora bojąc się, że powie on Lokiemu o jego złej przeszłości - Prawda? - spojrzała na Gromowładnego błagalnie.
- Zaiste jest to prawdą - pokiwał głową ze zrozumieniem - Nie spodziewaliśmy się, że może wam coś tu zagrażać.
- I teraz mamy zostawić to wszystko i po prostu z tobą pójść?
- Nie powinniśmy zostawiać Sary samej. Opiekowała się nami od dziecka, a teraz mamy ją tak po prostu opuścić?
- Obawiam się, że nie macie wyboru - Thor położył dłoń na ramieniu dziewczyny - Proponuję abyście zostawili wiadomość, wzięli ze sobą najważniejsze rzeczy i jak najszybciej udali się ze mną do Asgardu.
Mara spuściła głowę.
- Loki idź proszę po mój zeszyt. Ja zajmę się wiadomością dla Sary.


***


     Wszedł powoli po drewnianych, skrzypiących schodach i otworzył drzwi pokoju. Rozejrzał się w poszukiwaniu zeszytu. Otworzył ozdobioną wieloma naklejkami szafkę, która stała tuż obok łóżka, spodziewając się, że tam będzie ukryty. Po wyjęciu kilku książek i zeszytów w końcu go znalazł. Przez jego głowę przemknęła myśl zobaczenia co jest w środku. Sprzeciwił się sobie samemu, lecz po dłuższym namyśle stwierdził, że to tylko wiersze i nic się nie stanie jak jakiś przeczyta. Otworzył zeszyt na przypadkowej stronie i zaczął czytać jeden z wierszy.

,,W samym środku serca zgubiłam marzenia
Z cichym szeptem wiatru odeszły wspomnienia
Teraz sama stoję na polanie życia
Jestem białą kartą, nie mam nic do ukrycia
Weź pióro przyszłości napisz chociaż zdanie
Nie chcę zniknąć w mroku, nim świt jutrzejszy nastanie
Każda historia życia musi mieć początek
Najpierw pusta, a potem pełna życiowych pamiątek"

      Przetarł oczy z wrażenia. Dziewczyna nigdy nikomu samowolnie nie dała przeczytać żadnego wierszu, przez co nikt nie mógł się przekonać jaka jest w tym dobra. Już przewrócił kartkę, by przeczytać kolejne dzieło, gdy ona weszła do pokoju.
- Zapomniałam ci powiedzieć, gdzie jest... - przerwała zauważając, że Loki szpera w jej zeszycie - Co ty robisz? - podeszła do niego zdenerwowana i wyrwała mu zeszyt z rąk - Miałeś tylko mi go przynieść. Nikt nie ma prawa zobaczyć co jest w środku.
- Czemu? Wiersze są po to by wszyscy mogli je czytać.
- Ale nie te.
- Masz talent, ale wolisz go nie ujawniać. Ciągle siedzisz w kącie z podkulonym ogonem. To takie dziecinne.
- Z dnia na dzień stajesz się coraz większym kretynem – stwierdziła i wyszła trzaskając drzwiami.
- Czy ona zawsze musi się o wszystko pieklić? – zapytał się sam siebie. Złapał się za głowę zdając sobie sprawę z tego co zrobił - To była jej prywatna rzecz, coś jak pamiętnik. Ma rację, jestem kretynem.

     Mara krążyła po salonie szperając międzyczasie w różnych szafkach. Już kilka razy wyciągnęła rzeczy z szuflad, by ponownie je tam schować i powrócić do bezcelowego chodzenia po pokoju. Thor przyglądał się temu z cierpliwością.
- Słuchaj - zwróciła się do Gromowładnego, przestając grzebać w szufladzie - Jaka jest pogoda w tym Asgardzie?
- Słońce grzeje nas cały rok, rośliny ciągle dają plony, rzadko kiedy jest chłodniej.
- Czyli coś w stylu późnej wiosny. Dobra - powiedziała, po czym wróciła do swojej poprzedniej czynności.
- Czego szukasz? - za pleców usłyszała głos Lokiego, który przyprawił ją o dreszcze. Nieco podirytowana odwróciła się do niego - Szukam niebieskiego pudełeczka z kokardką. Jest tam naszyjnik, który dała mi mama.
- O tym mówisz? - wyjął z szuflady małe, jasne pudełko.
- Tak dzięki- wzięła od niego pudełko i włożyła je do podręcznej torebki. Podeszła niepewnie do drzwi - Możemy ruszać.
     Nie podobało się jej miejsce do którego zabrał ich Thor. Znajdowali się na jakimś polu, z dala od jakichkolwiek ludzi. Ukradkiem spojrzała na Lokiego. Chyba miał ważniejsze problemy na głowie, gdyż przez całą drogę był myślami gdzie indziej. Dziewczyna widząc, iż Kłamca jest chwilowo nieobecny podeszła do Gromowładnego.
- Thor mam do ciebie sprawę - syn Odyna był zaskoczony, ale po chwili kiwnął głową dając jej do zrozumienia, żeby kontynuowała - Ja wiem, że Loki był kiedyś na złej drodze. Nie powinien o tym wiedzieć, mógłby to źle znieść... Lepiej nic mu o tym nie mów.
- Zachowam to dla siebie - pokiwał głową i zerknął z powrotem przed siebie - Jesteśmy na miejscu - powiedział głośniej stając w miejscu, gdzie na zbożu zostały wygniecione dziwne wzory - Trzymajcie się mocno - zwrócił się ku niebu - Heimdalu, otwórz Bifrost!

     Nagle Mara i Loki odczuli skutki nie złapania się ręki chociażby Thora. Powietrze zawirowało, a wokół nich pojawiła się kolorowa błyszcząca ściana. Czuli jak tracą grunt pod nogami wznosząc się do góry. Nie widzieli już zboża, drzew ani nieba. Dookoła widać było tylko gwiazdy ledwo prześwitujące przez tęczową barierę. Zdołali także ujrzeć planety o różnych barwach, kometę zostawiającą za sobą długi, mglisty warkocz, oraz coś w rodzaju drogi mlecznej. Nie trwało to jednak długo. Nie widzieli już gwiazd i zaczęli odczuwać bolesne skutki grawitacji. Nie udało im się w porę złapać równowagi, przez co runęli jak kłoda do przodu.
- Chyba nie polubię takiego sposobu przemieszczania się - oznajmiła podnosząc się z podłogi.
         Spojrzała przed siebie i dopiero teraz zauważyła piękno miejsca w którym się znajduje. Ściany złotej kopuły pokrywał wzór przypominający połączenie tarczy zegara z jego mechanizmem. Przed nią znajdowało się coś w stylu okna ukazującego piękną galaktykę. Kiedy odwróciła się, by zobaczyć co jest za nią zauważyła wysokiego czarnoskórego mężczyznę w dziwnej, złotej zbroi trzymającego duży, równie złoty miecz. Otworzyła usta ze zdziwienia nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Loki, Maro witamy w Asgardzie - rozbrzmiał potężny głos czarnoskórego - Jestem Heimdall, strażnik Bifrostu.
- Czytałam o tobie - wymsknęło się dziewczynie - W mitologii Nordyckiej - dodała po chwili.
- Powinniśmy już iść - wtrącił się Thor - Wszechojciec zapewne się niecierpliwi.
- Thor ma rację - odezwał się Loki – Chodźmy jak najdalej od tego dziwoląga – dodał półszeptem i pociągnął ją za rękę w stronę wyjścia.
     Kiedy wyszli z kopuły niemal oniemieli. Pod olbrzymim, tęczowym mostem znajdowała się rwąca woda, której wodospad był najprawdopodobniej granicą Asgardu. Idąc w stronę wielkiego, złotego zamku mogli zobaczyć mniej ozdobne domy w wiosce.
- Niesamowite miejsce - powiedziała przyglądając się dzieciom grającym w coś przypominającego berka.
- Niesamowite - potwierdził Loki.
- Staramy się o jak najlepsze standardy dla naszego ludu. Niewiele z nich różni się od Midgardczyków. Nikt z nas nie jest nieśmiertelny. Żywimy się jabłkami Idun, dzięki czemu możemy żyć dłużej.
- Trochę to pokręcone - rzekła.
- Tak jak to, że po czternastu latach dowiadujemy się, że nie jesteśmy ludźmi? Czy bardziej jak to, że blondynek w zbroi przeniósł nas do jakiejś tajemniczej krainy?
- Ta ironia jest niepotrzebna.
- Twoje wcześniejsze marudzenie też nie było potrzebne, a ja jakoś nie narzekałem.
- Palant - założyła ręce na klatce nie ukrywając oburzenia - Chociaż raz mógłbyś się ze mną nie kłócić,
     Thor przypatrywał im się uważnie mrużąc oczy ze zdumienia. Dziwił się, że ta dwójka się przyjaźni. Byli zupełnie różni. Loki wydawał się charyzmatyczny, twardy i opryskliwy, a Mara miła, troskliwa, uważna i broniąca swego.
- Jesteśmy na miejscu - stwierdził stając przed ogromną bramą i wszedł do środka.
     Mijali wiele pięknych sal, jednak ani Mara, ani Loki nie mogli im się dokładnie przyjrzeć. Straż otworzyła potężne drzwi i znaleźli się w obszernej, złotej sali tronowej, w której oprócz ich trójki i straży znajdowały się dwie osoby: siwy mężczyzna na obszernym, złotym tronie z brodą i opaską na oku, oraz stojąca obok niego kobieta o ciemnych blond włosach i sympatycznym wyrazie twarzy. Thor uklęknął. Mara i Loki stali zdezorientowani, aż Gromowładny nie pokazał im, że mają uczynić to samo.
- Witaj ojcze - zwrócił głowę w stronę kobiety - Matko. Przyprowadziłem ich jak chcieliście.
- Dobrze... - popatrzył na dwójkę - Witajcie w Asgardzie, siedzibie Asów. Jestem Odyn - urwał na chwilę - Pozostawiliśmy was w Midgardzie, bo mieliśmy nadzieję, że  będziecie tam bezpieczni. Jednak powstało nowe zagrożenie z którym nie możemy się zmierzyć i jedyne co nam pozostało to zabrać was z Midgardu.
- I tutaj mamy być bezpieczni? Tutaj on też może się pojawić - powiedział pogardliwie Loki.
- Zapewniam cię, że Argorn nie wkroczy na ziemie Asgardu, tym bardziej nie pojawi się w zamku - odparł nie ukazując żadnych emocji.
- Dopóki go nie pojmiemy Mara musi zostać w zamku - rozniósł się delikatny głos kobiety stojącej obok Wszechojca.
- Co?! - Mara wstała - Mam tu siedzieć i czekać, aż go złapiecie, co może nigdy nie nastąpić?
- Nie możemy ryzykować... Sigyn - kiwnęła głową do niedaleko stojącej, schowanej za strażnikiem, skromno ubranej blondynki - Zaprowadź naszych gości do ich komnat.
 Dziewczyna podeszła do Lokiego oraz Mary i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Pozwólcie, że was zaprowadzę - powiedziała.
Mara zerknęła na Lokiego i oboje poszli za dziewczyną.
Szli długim, złotym korytarzem. Mara miała spuszczoną głowę, natomiast Loki na przekór swojej naturze przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem.
- Zrobiliście w Asgardzie wiele zamieszania. Ktoś wypuścił plotkę, że możecie być niebezpieczni - powiedziała mniej nieśmiale niż wcześniej.
- N-niebezpieczni? - spytała odrywając wzrok z podłogi.
- Nikt nie wie jakie są twoje zdolności magiczne. Prawdopodobnie wielkie, skoro na ciebie polują. Słyszałam jak rozmawiali o tobie.
- Co mówili? - spytał Loki.
- Nie powinnam o tym mówić, ale słyszałam, że przejąć moc poprzez zabicie może tylko krewny tej osoby.
- Sugerujesz, że Argorn może być jej ojcem?
Mara po tych słowach stanęła jak wyryta.
- Niekoniecznie, ale to bardzo możliwe.
- On może być moim ojcem? - podeszła do ściany opierając, się o nią i łapiąc się za głowę - Moim ojcem? - zsunęła się na kolana i runęła na podłogę. Sigyn i Loki szybko zareagowali i podnieśli ją z ziemi.
- Chyba nie mieli zamiaru jeszcze jej tego mówić - powiedział z przekąsem Kłamca - Teraz musimy zaciągnąć ją do komnaty.
- Nie wiedziałam, że to może tym skutkować.
- To nic nowego. Znowu zemdlała.
- Jak to znowu? Przecież to może być niebezpieczne, trzeba ją zabrać do pokoju i wezwać lekarza.
- To nienajlepszy pomysł...
- Nie dyskutuj, tylko pomóż mi ją zanieść, jesteśmy niedaleko.
     Złapali ją jedną ręką w pasie, zaś drugą trzymali za rękę zwisającą na ich ramionach. Po drodze spotkali strażników, lecz ci zamiast zasugerować pomoc spojrzeli tylko na nich z dezaprobatą.
     Sigyn nacisnęła klamkę jednej z komnat i razem z Lokim wniosła Marę do pięknej, obszernej, białej komnaty, w którym znajdowało się kilka kremowych, zdobionych klejnotami mebli i położyła ją na dużym, niebieskim łóżku z baldachimem.
- Dobra, idę po lekarza. On się dowie co z nią nie tak - powiedziała wychodząc.
- Mara nie będzie zadowolona -
prychnął.
- Z czego nie będę zadowolona? - spytała obolałym głosem Mara podnosząc się z łóżka.
- Leż. Sigyn poszła po lekarza.
- Po lekarza?! - zerwała się z łóżka - Nie chcę tu żadnego lekarza. Zmywam się stąd.
- Stój - rozkazał Loki i nieświadomie stworzył niewidzialną barierę, na którą wpadła dziewczyna i przewróciła się na ziemię.

- Auć - podniosła się z ziemi - Czemu to zrobiłeś?

- Nie chciałem. Nie idź nigdzie. To może być poważne, nie bądź lekkomyślna.

- Dzięki za troskę - warknęła wracając na miejsce.
- Nie ma sprawy - odpowiedział z przekorą.
Po kilku minutach Sigyn weszła do pokoju ciągnąc za sobą lekarza. Mara posłała mu krzywy uśmiech.

- Słyszałem, że często tracisz przytomność - powiedział bez żadnego wyrazu twarzy.
- T-tak - zająknęła się.

- Muszę sprawdzić co się dzieje w twojej głowie. Mogę? - spytał, a Mara tylko pokiwała głową. Dotknął jej czoła i nagle poczuła w myślach czyjąś obecność. Bardzo ją to bolało. Próbowała go powstrzymać, bronić się. Zawyła z bólu i odrzuciła lekarza do tyłu, a następnie padła wyczerpana na łóżko. Kiedy się ocknęła zobaczyła zdziwione twarze znajomych.

- O Boże. Czy ja go zabiłam? - zakryła usta widząc leżącego na podłodze człowieka.

Facet złapał się za głowę i powoli wstał.

- Żyję i chyba wiem co jest przyczyną twoich omdleń - powiedział i wziął głęboki oddech
- Twoja moc jest wielka i niekontrolowana przez co przy użyciu jej dochodzi do wycieków mocy, które powodują osłabienie organizmu i są bardzo niebezpieczne.

- Niebezpieczne? Ale jak to?
- Jesteś jak bomba, która może wybuchnąć w każdej chwili i rozwalić całe miasto. Musisz jak najszybciej nauczyć się to kontrolować.
- To wszystko jest bez sensu... - mruknął Kłamca i wyszedł.

- A jemu co? - spytała Sigyn.

- Ma ostatnio gorsze dni. Pójdę za nim.
     Wyszła z komnaty i rozejrzała się po korytarzu. Zobaczyła jak Loki skręca w jeden z korytarzy i szybko za nim pobiegła. Znalazła się w dużym, pełnym kwiatów ogrodzie. Ścieżkę, którą kroczyła zdobiły kremowe i szare, gładkie kamienie, a przy ogromnym drzewie z błękitnymi kwiatami zamiast liści stała piękna, biała ławka. Słońce świeciło na niebie, ale nie grzało zbyt mocno, pogoda była idealna. Podeszła do Lokiego kopiącego leżący kamień i złapała go za rękę. Chłopak odwrócił się zmieniając wyraz twarzy z wściekłej na poważną.

- Czemu za mną poszłaś? Chciałem pobyć chwilę sam.
- Loki ja wiem, że tego nie akceptujesz i nie możesz się w tym odnaleźć. Sama się w tym gubię - spojrzała mu głęboko w oczy 

- Nie powinniśmy im ufać. Możemy polegać tylko na sobie.
- Rozumiem, że im nie ufasz, ale razem damy sobie radę i nikt nam nie zagrozi.
- Wierzysz im? Wierzysz to, że zostawili nas na Midgardzie, by nas chronić? Oni coś ukrywają, a ja kiedyś dowiem się co.
Mara przełknęła niepewnie ślinę.

- Ja też mam wątpliwości, ale nie widzę żadnego innego wyjścia. Nie musisz im ufać, zaufaj mi.
- Ufam ci. Obyśmy tego nie pożałowali.
 

- Oni nam pomogą, nauczą nas magii. Damy sobie radę… - zapadła długa, niezręczna cisza– Przyjaciele na zawsze?
- Przyjaciele na zawsze - powtórzył po niej.

4 komentarze:

  1. Wiedziałam, że coś się dzisiaj wydarzy i oto proszę! Margaret Laufeyson dodaje nowy rozdział!
    Było cudownie. Wszystko pięknie opisane. Strasznie chcę już wiedzieć co będzie dalej ^^ Pisz szybko.
    Pozdrawiam,
    Viv

    OdpowiedzUsuń
  2. o jasny gwint, a co to się działo, ze cię tu nie było O.o aż jestem w szoku...dobrze,że jednak wróciłaś i dałaś taki świetny rozdział XD
    teraz jestem mega ciekawa co z Loczkiem i Marą, czy odnajdą się w Asgardzie, czy wspomnienia powrócą i co będzie dalej....
    czekam na newsa
    mam nadzieję,ze tym razem wyddasz szybciej

    OdpowiedzUsuń
  3. No bravo rekord nie bycia pobity woff.Po mimo wszystkiego nadrobiłaś i to się chwali naprawdę. Podróż do Asgardu zaczyna robić się ciekawie no nie powiem jest wesoło Lupin ucieszona
    Pozdrawiam Lupin
    Ps .Wpadnij do mnie w wolnej chwili

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak miło, że udało mi się trafić na Twojego bloga i to w momencie kiedy przerwałas trwającą tu długo ciszę.
    Opowiadanie bardzo mi się podoba-no ba! Tutaj jest Loki, oczywiście, że jest świetnie.
    Rozdział bardzo dobry, fajnie napisany. Wczulam się... :-)
    Życzę dalszej weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń