wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 4 - ''Atak''

Przyjemności w dotyku,
słodkości w przełyku.
Szelestu w kieszeni,
i słońca promieni
oraz by rok cały,
po prostu był wspaniały.
WESOŁEGO NOWEGO ROKU!
                                             



- Jeszcze tydzień do naszych urodzin. Nie uważasz za dziwne to, że urodziliśmy się w tym samym dniu? – zapytała Mara kładąc tornister przy drzwiach od klasy.
- Zbieg okoliczności – odpowiedział naburmuszony Loki i usiadł na ławce.
- Nie rozumiem czemu czasami od tak stajesz się złośliwy – uśmiechnęła się i usiadła obok chłopca. Poczuła słodką woń  perfum co oznaczało, że grupka najpopularniejszych dziewczyn w szkole zmierzała w ich kierunku – No pięknie – powiedziała cicho widząc trzy dziewczyny stojące przed nimi.
- Patrzcie nasze dwa dziwolągi za tydzień obchodzą urodziny! – odezwała się Nicol. Za nią stały Lilly i  Rose poprawiające makijaż  – Może jesteście bliźniakami? Tak samo dziwni, urodzeni w tym samym dniu, tylko wygląd się nie zgadza ale pewnie dla tego, że jesteście bliźniakami dwujajecznymi – powiedziała, a jej przyjaciółeczki zaczęły śmiać się z ofiar wrednego dowcipu.
- Chyba dwujajowymi – poprawiła ją Czarodziejka.
- Szczegół – odmachnęła ręką – Ktoś ci kiedyś powiedział, że ubierasz się jak bezguście? – uśmiechnęła się złowieszczo Nicol.
- A ktoś ci kiedyś powiedział, że wyglądasz i zachowujesz się jak dziwka, choć masz dopiero trzynaście lat? – odpowiedziała i uśmiechnęła się tak jak Nicol. Wszyscy dookoła byli zdziwieni. Nawet sam Loki nie mógł zrozumieć, że Mara zamiast siedzieć cicho po prostu się odgryzła.
- Ty masz czelność tak o mnie mówić? – zapytała wkurzona już Nicol.
- A co masz z tym jakiś problem? Mogę mówić o tobie co chcę i uwierz mi, że to co powiedziałam było najmilszą uwagą jaka przyszła mi do głowy.
- Jeszcze tego pożałujesz – warknęła dziewczyna i odeszła w towarzystwie swoich koleżanek.
- No co? – zapytała Mara widząc zdziwienie Lokiego.
- Co zrobiłaś z Marą, która po wysłuchaniu uwag tej wstrętnej dziewuchy uciekłaby i zaczęła płakać? – zapytał ciągle oszołomiony tym co usłyszał.
- Może ta Mara miała już dość tej wrednej suki i postanowiła się odegrać? – uśmiechnęła się – Chodź już, bo się spóźnimy – dodała widząc jak inni uczniowie wchodzą do sali i pociągnęła Kłamcę za sobą.
****************************************************


W końcu skończyły się lekcje. Jakie to wszystko jest nudne. Inni nawet nie wiedzą, że człowiek który ma dobre oceny może nienawidzić szkoły. Przynajmniej przez te kilka godzin nie myślałam o tym śnie, który dręczy mnie przez cały tydzień. I na dodatek kiedy po przebudzeniu wmawiam sobie, że to był tylko sen ON daje mi znak, że istnieje. Jak bardzo chciałabym się stąd wyrwać.
- Znowu chodzisz z głową w chmurach – wyrwał mnie z zamyślenia Loki. Czemu od czasu tamtego snu zachowuje się jakoś dziwnie? Jednocześnie jest oschły i opiekuńczy. Nawet nie wiedziałam, że tak można.
 – I znowu to samo. Dumasz nawet kilka minut nad jednym zwykłym zdaniem – powiedział z irytacją wychodząc ze szkoły  – Co jest? – znowu wrócił ten opiekuńczy Loki. Mam ochotę go przytulić i rozszarpać. Och gdyby wiedział co się dzieje byłoby mi lepiej. Niestety nie jest to takie łatwe, bo mogłam narazić go na niebezpieczeństwo. Nie mogę mu tego zrobić. Lepiej zostawię to dla siebie.
– Halo? Mara czemu nic nie mówisz? Jesteś na mnie zła?
- Nie. Przepraszam tak się zamyśliłam, że zapomniałam odpowiedzieć – powiedziałam i uśmiechnęłam się. Byłabym dobrą aktorką, bo nawet będąc smutna umiem się szczerze uśmiechnąć i nikt nic nie podejrzewał.
- A można zapytać o czym tak rozmyślasz? – myślałam, że zabiję go za tą ciekawskość.
- O tym… O tym, że zapomniałam z klasy wziąć zeszyt. Ten z wierszami. Muszę lecieć. Nie chcę, by ktokolwiek czytał moje wiersze. Zaraz wrócę – powiedziałam i pobiegłam w stronę szkoły. Udało mi się wyjść z opresji dzięki mojemu zapominalstwu.


Wychodząc ponownie z szkoły, tyle że z zeszytem udało mi się natknąć na Nicole, Rose i Lilly. Nie chciałam kolejnej sprzeczki więc postanowiłam je wyminąć i odejść jak najszybciej.
- Mara czekaj! – wykrzyczały trzy złośnice. Stanęłam tylko i odwróciłam się w ich stronę. Podbiegły do mnie. Po prostu super.
 - Coś się stało? - zapytałam najuprzejmiej jak się dało. Zabrzmiało to jakbym mówiła do najlepszych przyjaciółek.
- Wiesz... - zaczęła Lilly, ale Nicol posłała jej groźne spojrzenie mówiące ,, Ja zaczynam idiotko''.
- Chciałybyśmy cię przeprosić - zatkało mnie. One chciały mnie przeprosić? Nie to niemożliwe. Musiałam się przesłyszeć.
-Słucham? - spytałam zdezorientowanym głosem.
- No wiesz. Za to, że byłyśmy niemiłe i za to, że nazwałyśmy cię dziwolągiem oraz bezguściem - powiedziała niewinnie Nicol. No nieźle, chyba mi coś do wody dosypali. A może to sen? Tak to na pewno sen.
- A tak właściwie to bardzo podobają nam się twoje spódniczki, a szczególnie ta którą teraz masz na sobie. Ma kilka warstw prawda? Gdzie ją kupiłaś? - zapytała mnie Rose.
- Właściwie to sama szyję sobie ciuchy - odpowiedziałam jak gdyby nigdy nie było sporu między nami.
- Super. Mogę dotknąć materiału? - podeszła bliżej. Co miałam powiedzieć? Nie? Wyszłabym na egoistkę., bo pisnęła z bólu - Auć! Złamałam paznokieć. Wstrętna suka! - rozzłościła się.
- Yyyy... Tak nie ma sprawy - powiedziałam niepewna swoich słów.
- Jaki ładny ten materiał - uśmiechnęła się. Ona coś knuje, czuję to.
- Uważaj, bo jest bardzo delikatny – Ostrzegłam ją. Po tych słowach podeszły do mnie Nicol oraz Lilly i także zaczęły dotykać mojej spódnicy. Nie podoba mi się to.
- Delikatny powiadasz? Szkoda by było, gdyby ktoś go zniszczył - powiedziała jadowicie Nicol i podarła kawałek pierwszej warstwy mojej spódnicy.
- Co ty robisz? - wykrzyczałam i odskoczyłam do tyłu. Niestety dziewczyny rzuciły się na mnie i zaczęły niszczyć moje dzieło - Zostawcie mnie! - wykrzyczałam próbując się bronić.
- Teraz! - krzyknęła Lilly, a z różnych miejsc wybiegli koledzy z klasy i rzucili się na mnie. Upadłam na ziemię. Wszyscy, zaczęli mnie okładać po twarzy. W pewnej sekundzie zobaczyłam osobę stojącą przy drzewie. Miała ciemny płaszcz i złożony kaptur tak, że nie... O mój boże to ON! Nasłał na mnie znajomych z klasy! To okropne!
- Auć! - krzyknęłam czując jak czyjś but uderzył z wielką siłą o mój brzuch. Siła uderzenia była tak wielka, że odleciałam w bok. Odwróciłam głowę. Ta sama osoba chciała ponownie mnie kopnąć, tylko w twarz. Czułam jak ogarnia , nie strach, a po chwili znika niczym słońce w pochmurny dzień. Czekałam tylko na nadchodzące kopnięcie skulona z zamkniętymi oczami. Cios nie nadszedł. Usłyszałam tylko kilka okropnych przekleństw. Byłam ciekawa co się dzieje, lecz czułam, że nie powinnam otwierać oczu. Na szczęście miałam do dyspozycji także słuch.
- Czemu tak stoicie i się przekrzykujecie? Mieliście dać jej nauczkę! - usłyszałam głos Nicole - W porządku ciamajdy! Sama to zrobię. – Cios nie nadszedł, za to Nicol coś się stało, bo pisnęła z bólu –Złamałam paznokieć! – krzyczała – Wredna suka!
- Co tu się dzieje?! - ulżyło mi słysząc głos dyrektora - Uciekać! Już! Bo zadzwonię po policję! - poganiał ich. Mogłam wreszcie otworzyć oczy. Popatrzyłam w stronę postaci ze snu. Ciągle tam był. Chciałam wstać, ale nie dałam rady. Wszystko tak mnie bolało, że ledwo usiadłam. Spojrzałam w stronę dyrektora. Stał tam Loki i patrzył się na mnie pobłażliwie. Czułam się głupio, jakbym zrobiła coś źle. Nie mam ochoty, wyglądać jakbym nie dała rady nic zrobić bez czyjejś pomocy, więc krzywiąc się z bólu wstałam jak najszybciej. To był błąd, ponieważ bez oparcia runęłam tylko na ziemię. Kłamca podbiegł do mnie szybko i pomógł wstać. Nienawidzę uczucia bezradności. Zawsze to ja pomagałam innym i nigdy nie potrzebowałam nikogo. Teraz było inaczej. Wstałam tylko dzięki Lokiemu i niemal natychmiastowo zemdlałam.


****************************************************


Obudziłam się w domu cała w bandażach, okryta nieskazitelnie białą pościelą. Wszystko mnie bolało, a szczególnie głowa. Zadawałam sobie wiele pytań. Co się stało? Która jest godzina? Jak długo tu jestem? Pustka w głowie i nic więcej. Sięgnęłam po mój zeszyt, który kładę zawsze na stoliku obok łóżka. Nie było go tam. No po prostu pięknie. Usłyszałam, że ktoś wszedł do środka. To była Sara.
- Jak się czujesz? - zapytała opiekuńczym głosem. Sara była dla mnie jak matka. Opiekowała się mną gdy rodziców nie było. Kocha mnie, jak córkę.
- Źle. Wszystko mnie boli. A  co się w ogóle stało? - zapytałam nie wiedząc czemu się tu znajduję. Byłam na dworze z Lokim, to czemu nagle jestem tu?
- Nie mam pojęcia. Loki nie chciał nic mówić. Zrozumiałam tylko, że ktoś cię pobił - powiedziała smutno - Poleż tutaj, zaraz mają przyjść twoi rodzice – pogłaskała mnie po głowie i poszła. W tej samej chwili weszli rodzice.
- Hej mamo. Hej tato – powitałam ich słabo. Mama posmutniała, jednak tata został niewzruszony.
- Córeczko nic ci nie jest? – zapytała mnie matka. Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Nic mi nie jest, tylko nic nie pamiętam i wszystko mnie boli brzuch – chciałam się wypłakać w jej ramię, ale postanowiłam nie dramatyzować.
- Nic, by cię nie bolało gdybyś nie wdała się w bójkę – powiedział surowo tata.  Jaką bójkę? Przecież nigdy nie lubiłam takiego rozwiązania sporów – Może przestałabyś myśleć tylko o sobie i pomyślała także o nas? Wiesz jak my się o ciebie martwiliśmy? Tak długo byłaś nie przytomna. Masz szczęście, że Sara, była kiedyś pielęgniarką. Przestań zachowywać się jak egoistka – te słowa mnie zabolały. Ja egoistką? Nigdy nie myślałam tylko o sobie. Wręcz przeciwnie, pomagałam innym, choć mogłam przez to odnieść szkodę. Nawet nie pamiętam co się wtedy stało. Wiedziałam tylko, że zostałam pobita.
- Jack opanuj się. Przecież nie wiemy czyja to wina – uspakajała go – Cieszę się, że dobrze się czujesz. Chcesz się spotkać z Lokim? W końcu to on przyniósł cię do domu – zwróciła się do mnie. Sama nie wiem, czy chciałabym się z nim spotkać, nie w takim stanie. Choć w sumie już kiedyś wyglądałam podobnie.
- Tak chcę – odpowiedziałam i popatrzyłam na tatę. Wciąż był zły, a ja nawet nic nie zrobiłam.
- Dobrze. Zaraz po niego pójdę, a ty w tym czasie odpocznij – powiedziała i wyszła nie pozwalając tacie dojść do słowa. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam…

wtorek, 24 grudnia 2013

Święta!

Póki jeszcze dzień się nie skończył składam wam życzenia. Wcześniej nie mogłam, bo musiałam pomagać w gotowaniu, pieczeniu i sprzątaniu. Tak więc.
Margaret:
Niech codziennie, nie od święta
buźka będzie uśmiechnięta
Dużo cuksów, pomyślności,
moc prezentów i miłości.
Dużo szczęścia i słodyczy
kochanym czytelniczkom Margaret życzy.
Mara:
Mikołaja w kominku ,Prezentów ile się nawinie,
Cukierków dwie skrzynki,Czterometrowej choinki,
Przed domem bałwana I sylwestra do rana!
Loki:
Echhhh... Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku.

Jakie prezenty dostaliście? Ja dostałam spódniczkę, bluzkę, słuchawki, skarbonkę świnkę, poduszkę sowę i Furbiego (musiałam go mieć, jest słodki)
Zrobiłam dla was także kartkę świąteczną, mam nadzieję, że ją widać, bo piszę na tablecie. Kończy mi się czas jest równo 0.00 wiec kończę.
Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt
Margaret :*

sobota, 21 grudnia 2013

Rozdział 3 ,,Sen''

 Hejo! Chciałabym powitać nowe czytelniczki. Bardzo się cieszę, że postanowiłyście zacząć czytać moje wypociny. Chciałam dodać rozdział wczoraj, ale okazało się, że będzie lecieć ostatnia część ,,Władcy pierścieni'' i po prostu nie mogłam się skupić na przepisywaniu. Ten rozdział chyba aż tak źle mi nie wyszedł, aczkolwiek uważam, że mogłoby być lepiej ;) Gorzej będzie z kolejnym rozdziałem. Mianowicie nie mam pomysłu jak go zacząć. Ale dobra wymyśli się coś. Dzisiaj daję 3 gify z Lokim i Nayanem, bo po prostu nie wytrzymam :D


 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
,,Zjawiła się na Jotunheim. Leżała w lodowej jaskini ozdobionej dziwnymi znakami. Próbowała wstać, lecz coś jej na to nie pozwalało. Była przykuta. Podszedł do niej mężczyzna w czarnym płaszczu. Dziewczyna chciała zobaczyć jego twarz, lecz przez panujący tam mrok i kaptur na jego głowie zdało się to na nic.
- Kim jesteś? - spytała przestraszona.
- Jestem twoim najgorszym koszmarem - odpowiedział i zaśmiał się złowieszczo - Nie powinnaś w ogóle istnieć, ale spokojnie nie spocznę póki cię nie zabiję.
- Czego ty ode mnie chcesz? - znowu spróbowała zobaczyć jego twarz, lecz postać niespodziewanie znikła.
- Powiedzmy, że masz w sobie pewną moc, dzięki której mogę zawładnąć całym wszechświatem.
- Skąd więc wiesz, że cię nie pokonam tą wielką mocą? - powiedziała już pewniej.
- Ponieważ wyniszczę cię psychicznie do tego stopnia, że będziesz błagać mnie o śmierć - oznajmił, a obraz zaczął wirować. Znalazła się na Ziemi.  Rozejrzała się dookoła. Wszystko było martwe i zniszczone. Budynki wyglądały jak po ataku obcych. Drzewa były wyniszczone, spalone i zwiędłe, a ludzie martwi. Pobiegła do domu. Ten widok ją przerażał, chciała od niego uciec. Bała się śmierci. Śmierci nie swojej, ale swoich bliskich. Jeśli coś stałoby się jej rodzinie, była zdolna popełnić samobójstwo.
- Mamo! Tato! Sara! Loki! - nawoływała i biegała po pokojach. Zobaczyła ich w salonie na kanapie - Och! Jak dobrze, że nic wam nie jest! - wykrzyczała szczęśliwie, jednak kiedy do nich podbiegła posmutniała. Oni też byli martwi. Tylko Loki wyglądał jak zawsze. Kłamca patrzył osłupiale gdzieś w przestrzeń - Loki! - wykrzyczała i rzuciła się mu na szyję - Co tu się dzieje? - zapytała przez łzy, lecz nie dostała odpowiedzi. Spojrzała jeszcze raz na chłopca. Zniknął. Nagle wszędzie nastała ciemność. Mara czuła jak spada, by z wielkim hukiem roztrzaskać się o podłoże. Słyszała stłumiony śmiech osoby która do tego wszystkiego doprowadziła. Śmiał się z niej, a brzmiało to bardziej szyderczo niż w lodowej jaskini.  Wpadła do wody. Nie, to nie była woda.  To była krew zmieszana z jej łzami. Nie mogła nic zrobić, więc postanowiła się poddać. Utonęła w rozpaczy, a w mrocznej przestrzeni ciągle było słychać jego szyderczy śmiech.''

Obudził ją dźwięk otwieranych drzwi do domu.  Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i zamknęła swój pokój na klucz. Bała się. Ten sen był taki realistyczny, że czuła jeszcze to zimno panujące w jaskini, ten smród martwych już ciał i  ten strach, który ciągle jej towarzyszył. Schowała się w kącie. To może być ON. Mógł przybyć tu, by ją zabić..
- To był tylko sen. On nie istnieje - powiedział jej głos w głowie. Nagle w jej ręce pojawiła się karteczka. ,,Czyżby?'' przeczytała i zakryła dłonią usta. To nie oznaczało nic dobrego. Ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.
- Mara jesteś tam? - dziewczynie ulżyło, słysząc głos Sary.
- Jestem - powiedziała i wyszła z pokoju.
- Boże! Mara co ci się stało? - zrobiła wielkie ozy widząc rozczochraną i poobijaną dziewczynę.

- Ale, że co? - zapytała i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że  przygląda się jej Loki, a ona wygląda jak siedem nieszczęść. Spojrzała na ręce. Dokładnie w tym miejscu gdzie była przykuta do lodowego podłoża znajdowały się zadrapania, a skóra była zaczerwieniona  -  Ach to? - spytała pokazując na nadgarstki - To nic. Podrapał mnie kot.
- Nie macie kota - odpowiedziała szukając na twarzy Czarodziejki choć cienia kłamstwa.  Niestety tylko nieliczni mogli stwierdzić, czy dziewczyna kłamie, czy nie. Jednym z tych nielicznych był właśnie Loki. Nawet z pewnej odległości zauważył jak jej oczy rozjaśniają się, co oznaczało kłamstwo.
- Ale są na dworze i jak je głaskałam to mnie podrapały. A jeśli chodzi o mój wygląd, to powiem tylko, że mnie obudziliście i nie miałam czasu doprowadzić się do ładu - odburknęła.
- Musimy porozmawiać - powiedział nagle Loki i pociągnął Marę z nadgarstek do  jej pokoju. Dziewczyna syknęła z bólu. Loki puścił dziewczynę i zamknął drzwi. Rozejrzał się po pokoju.  Ściany były błękitne, a dywan ciemnozielony. Przy oknie znajdowało się małe, lecz wygodne łózko. Na przeciw łózka stała duża, obszerna, drewniana szafa w której znajdowały się bluzki oraz dziesiątki przeróżnych spódnic uszytych przez Czarodziejkę. Obok szafy było biurko. Na biurku stał komputer oblepiony przeróżnymi, kolorowymi naklejkami.  Nad biurkiem wisiały dwie półki, na których stały książki. Sam pokój wydawał się mały, lecz przytulny.  Nikt nie wiedział, ze w tym właśnie pokoju znajduje się wiele portali do innych światów oraz przejść do ukrytych pokoi.
- Kłamiesz – odezwał się nagle i usiadł obok Mary.
- Słucham? – udawała zdziwienie.
- Proszę cię – uśmiechnął się ironicznie – Myślisz, że nie wiem kiedy kłamiesz? – parsknął.
- Nie kłamałam – próbowała się bronić, lecz zrozumiała, że Loki zauważy jej kłamstwo – Ja tylko nie powiedziałam prawdy.
- Kto ci to zrobił? – zapytał z jadem w głosie i pokazał na nadgarstki. Dziewczyna wiedziała, że nie może skłamać, ale nie chciała wyjawić też prawdy.
- Uwierz mi, że nie zrobili tego moi rodzice, ani znajomi ze szkoły, ani ja sama – powiedziała z powagą i  smutkiem – Wolę na razie o tym nie mówić, szczególnie, że to co byś usłyszał wydawałoby ci się nierealne – westchnęła cicho widząc jego zaniepokojenie – Przyjdzie czas, że się o wszystkim dowiesz. Proszę cię jednak, byś się o mnie nie martwił – powiedziała błagalnym tonem.
- Dobrze, ale pamiętaj, że możesz mi zaufać i mówić o wszystkim co cię dręczy. A teraz ogarnij się, bo wyglądasz jakbyś była więziona w lochach przez jakiś rok – uśmiechnął się do dziewczyny.
- Dziękuję – powiedziała i przytuliła się do Kłamcy. Kiedy poczuła, że chłopak czuje się nieswojo oderwała się od niego, a jej policzki zapłonęły ze wstydu. Zapomniała, że Loki nienawidzi bliskości innej osoby. Był chłodny. Jak lód.
- Dziękujesz mi za to, że powiedziałem, iż wyglądasz okropnie? – Próbował rozładować napięcie. Dziewczyna tylko nieśmiało się uśmiechnęła.
- Nie – wstała i ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się przy nich i odwróciła głowę w stronę Lokiego – Dziękuję. Za wszystko – uśmiechnęła się i wyszła.



,,Tyle ważnych pytań.

Zero odpowiedzi.

A jakbym je poznała?

Czy coś się wtedy zmieni?’’

                                           ~ Mara Charles

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 2 ,,Inna''



 Hej! W zeszłym tygodniu nie dodałam żadnego postu, ale po prostu nie miałam pomysłu na dalszą część. W święta postaram się pisać częściej, ponieważ mam wtedy większy dostęp do komputera. Postanowiłam, że akcja jednak przeniesie się kilkanaście lat później. Dodaję tutaj jednego z moich ulubionych gifów i przechodzę do opowiadania ;3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziała na łóżku czytając jakąś książkę. Lektura wchłonęła ją tak bardzo, że nie widziała nic poza zdaniami na kartce i obrazowi wytworzonemu przez własną wyobraźnię. Jej piwne oczy podążały za literami w książce. W końcu miała tylko to. Znajomi ze szkoły nie darzyli jej sympatią, wręcz przeciwnie ośmieszali ją jak tylko zrobiła coś źle. Wiedziała, że książki jej nie skrzywdzą, ale nie chciała też zostać sama, więc choćby na siłę próbowała zdobyć czyjąś sympatię. Jednak kiedy jej się to udawało po jakimś czasie kolejna osoba zaczęła być przeciwko niej. Tylko jej kolega z dzieciństwa darzył ją sympatią, której była pewna, że się nie zmieni. W końcu co się dziwić? Naraziła swoją reputację broniąc go przed obelgami dzieci z podwórka. Mieli wtedy z osiem lat. Chłopacy grali w piłkę nożną, Loki siedział na ławce, a dziewczyny razem z Marą kibicowały drużynie swoich kolegów. W pewnym momencie jeden z chłopaków skręcił kostkę, więc musieli wziąć do swojej drużyny Lokiego. Kiedy ten próbował kopnąć piłkę trafił w powietrze i przewalił się do tyłu, a przeciwnicy zdobyli punkt. Gdy chłopiec podniósł się z boiska wszyscy zaczęli na niego krzyczeć, że to przez niego przegrywają. Potem jeden z chłopców zbliżył się do Lokiego, by zadać mu potężny cios Mara podbiegła i odciągnęła przyjaciela w bok. 
 - Zostaw go Michael! – krzyknęła do zdziwionego chłopaka – Nie masz prawa robić mu krzywdy! Nie kiedy ja tu jestem! 
 - Jest ofermą! Nie zniżaj się do jego poziomu, bo nie będziesz dobrze traktowana – odpowiedział z grozą w głosie.
- Wolę zniżyć się do jego poziomu niż twojego. – uśmiechnęła się złowieszczo i ciągnęła dalej – A wybacz zapomniałam, że ty nie masz poziomu.  
- Nie zgrywaj super bohaterki. Jesteś słaba tak jak on. Ze sportem idzie ci tak samo, a nawet gorzej Czarodziejko. - Nie o sporcie tutaj mowa. Chodź Loki, z idiotami nie ma co rozmawiać - powiedziała i złapała czarnowłosego chłopca za rękę.
Naszego Cwaniaczka musi chronić d z i e w c z y n a – powiedział Michael z naciskiem. Loki wyrwał się z ucisku dłoni Mary, zamachał się i uderzył z wielką siłą w twarz przeciwnika.
- Loki! – krzyknęła i pociągnęła go w stronę wyjścia, kiedy inni rzucili się by opatrzeć rannego chłopca. Loki spojrzał jeszcze w tamtą stronę i uśmiechnął się szyderczo widząc złowrogie spojrzenia kolegów. Po chwili poczuł jak Mara przyciska go do ściany.
- Co ty sobie wyobrażałeś?! – wykrzyczała trzymając go za kołnierz.
- Dałbym sobie radę – oznajmił – Możesz mnie puścić?
- Dałbyś sobie radę? Zabiliby cię, gdybym cię stamtąd nie zabrała! – powiedziała i puściła Kłamcę.





Z zamyślenia wyrwał ją głos ojca.
- Co ty znowu robisz? Czytasz sobie w nocy? – oburzył się i jak zwykle zaczął swoje nudne gadanie – Oczy sobie popsujesz i okulary będziemy musieli ci kupić. Już ci tyle razy mówiłem, że czyta się w dzień. Masz szlaban na czytanie. – powiedział i wyrwał z jej rąk książkę. Nie próbowała się kłócić. To nie miało sensu i dobrze o tym wiedziała. Przebrała się tylko w piżamę i poszła spać.



* * *
Obudziła się po jedenastej. Niechętnie wyszła z miękkiego łóżka i założyła pierwszy, lepszy dres jaki wpadł jej w ręce. Kiedy wzięła szczotkę, by uczesać swoje niesforne włosy do jej pokoju weszła matka.
-Mara zjedz śniadanie i odrób lekcje. Ja i twój tata jedziemy do pracy. Za godzinę przyjdzie Sara z Lokim – powiedziała Emma.
- Mam już dwanaście lat, a już niedługo będę miała trzynaście. Nie muszę mieć niańki – oburzyła się.
- Zdaje sobie sprawę, że jeszcze kilka lat i będziesz już dorosła, ale jeszcze nie jesteś, więc musisz być pod stałą opieką osoby dorosłej – odpowiedziała złotowłosa.
- Czyli nie jestem odpowiedzialna? Nie umiem się sobą zająć?
- Tego nie powiedziałam – zaprzeczyła matka.
- Ale to miałaś na myśli. Jestem bardziej odpowiedzialna niż wszystkie moje koleżanki razem wzięte. Czemu traktujesz mnie jak dziecko?! – wykrzyczała, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Nie traktuję cię jak dziecko. Nie chcę, żebyś cierpiała…
- A wiesz co się dzieje w szkole? Oczywiście, że nie, bo to cię w ogóle nie obchodzi – ciągnęła płacząc – Poniżają, popychają, śmieją się ze mnie. Ale ty o niczym nie wiesz! Czy to takie trudne zapytać ,,Jak było w szkole?’’? Trudno ci popytać się o coś innego nic oceny? Idź już! – wykrzyczała i zamknęła się w pokoju.

Mara skuliła się w kłębek czochrając swoje długie do łopatek, brązowe włosy i zaczęła łkać. Płakała głośno, z żalem do rodziców. Czuła się inna, jakby nie była człowiekiem. Nie chciała być gorsza, tylko taka jak inni. A przecież nic nie zrobiła. Oceny miała dobre, z zachowania była uprzejma i miła, tylko ze sportu nie szło jej najlepiej. Jest osobą tajemniczą, zabawną i niepotrafiącą skrywać swoich uczuć. Właśnie uczucia były jej słabą stroną. Inni widząc jej płacz spowodowany wrednymi docinkami dokuczali jej jeszcze bardziej.
- Bezużyteczna, głupia, dziwna – powtarzała sobie w kółko – niepotrzebna, gorsza, a w dodatku bez przyjaciół – przerwała krzywiąc się – Nie. Loki jest moim przyjacielem. Lepszy jeden prawdziwy niż sto fałszywych – po tych słowach zasnęła, a wokół niej pojawiły się niebieskie iskierki.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 1 ''Znalezisko''

Hejo! Chcę was powitać nowym rozdziałem. Może jeszcze początek nie jest taki ciekawy, ale w następnym rozdziale Loki i Mara będą mieli 3 latka! Wiem, że tak skaczę, ale co oni mogli robić przez te lata? Byli jak normalne dzieci, rozrabiali itp. Nie zdziwcie się jak będę tak skakać, bo dzieci jak to dzieci nic ciekawego nie robią. Ale jak będą mieć już około 12 lat to będzie się działo ;) Tak więc nie zniechęcajcie się tylko czytajcie i czekajcie na rozwinięcie akcji! Proszę was też o komentowanie i poprawianie moich błędów, ponieważ daje mi to ochoty na dalsze pisanie.  Nie mogłam znaleźć zdjęcia małego Lokiego więc daję takie ^^ A teraz nie przedłużając rozdział pierwszy:


Ziemia, Nowy Jork
24.11.1992 r.

Dom Państwa Webb

W domu panowała cisza. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna obudził się na dźwięk dzwonka do drzwi. Był jeszcze bardzo zaspany więc nie słyszał wołania swojej żony.
- Daniel! - krzyknęła ponownie ciemnowłosa kobieta - Chodź tu! Musisz coś zobaczyć!
- O co chodzi Emma? Czy to, aż takie ważne? A poza tym powinnaś się szykować do pracy. Jest już dawno po... - zamilkł widząc żonę trzymającą w rękach małe dziecko - Co to ma być? Przecież nie byłaś w ciąży ani nic. Jak to możliwe? - pytał zdezorientowany - Wytłumacz mi to.
-Kochanie uspokój się. To nie moje dziecko. Ktoś musiał nam je podrzucić. - uśmiechnęła się - Czy Loki może z nami zastać? -  spytała słodkim głosem.
- Loki? Nie dawaj mu imienia! Z dziećmi jest jak z psami - nazywając je przywiązujesz się do nich. Za dużo pracujemy żeby mieć dziecko. A sąsiedzi? Oni przecież nie mogą mieć dzieci, bo Jack jest bezpłodny. Oddajmy im to dziecko. - powiedział zachwycony swoim pomysłem
- Wiesz... - zaczęła niepewnie - Jack i Laura znaleźli przed domem dziewczynkę o imieniu Mara. Widziałam ja jak znalazłam Lokiego. Nie chcę zostawiać tego chłopca. Jest taki niewinny i słodki. Czuję, że to los chciał, aby on trafił do nas. Nawet jeśli dużo pracujemy to możemy zatrudnić opiekunkę. Może moją koleżankę Sarę? Ona kocha dzieci. Proszę cię Daniel wiesz jak mi na tym zależy.
- No dobrze. Wiem, że chciałaś mieć dziecko, ale... - zamilkł widząc smutne spojrzenie brązowych oczu Emmy - Musimy kupić łózko, ubrania i zabawki. Zadzwoń do swojego szefa i powiedz, ze nie możesz, pójść dzisiaj do pracy.
- A co z dzieckiem? Nie możemy zabrać, go ze sobą. Lepiej zadzwonię do Sary, żeby tutaj szybko przyjechała.
Emma wyjęła telefon z torebki i zadzwoniła do Sary. Po dwudziestu minutach usłyszała dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyła, jej oczom ukazała się dziewczyna o krótkich, brązowych włosach i piwnych oczach. Miała na sobie jaskrawą, czerwoną bluzkę i żółte spodnie w kratkę. Nie wyglądała jak nauczycielka, prędzej powiedziano by, że jest projektantką mody.
- Coś chciałaś? - zapytała piwnooka - Właśnie wróciłam z lekcji i mam dużo czasu więc możesz prosić o wszystko.
- Potrzebuję opiekunki do dziecka. Musimy kupić potrzebne rzeczy, a nie zostawimy go samego. I nie, to nie jest nasze dziecko. Ktoś nam go podrzucił. To jak pomożesz?
- Pewnie! Przecież wiesz jak kocham dzieci. Zaopiekuję się nim, a wy możecie iść na zakupy. Jak ten malec ma na imię? - spytała spoglądając na chłopca.
- Nazywa się Loki.
- Interesujące imię. Dobrze, zatem ja zajmę się Lokim, a wy jedźcie na zakupy. - powiedziała poganiając ich do wyjścia.
                                                                ♥♥♥♥
Dom Państwa Charles

Kiedy Laura wracała do domu zauważyła coś przy drzwiach. Przypatrzyła się dobrze i zobaczyła małą dziewczynkę owiniętą w kocyk. Kobieta nie była zdziwiona ani przerażona, wręcz przeciwnie, ogarniała ją wielka radość. Szybko wyciągnęła telefon z torebki i zadzwoniła do męża.
- Kochanie, przyjedź tu jak najszybciej. Zdarzył się istny cud! - powiedziała z entuzjazmem.
Nie minęło dziesięć minut, kiedy pod dom podjechało auto, a z niego wyszedł blondyn o niebieskich oczach. Podbiegł do żony. Widząc w jej rękach dziecko uśmiechnął się szeroko i zaczął coś do siebie mówić.
- Masz rację, to cud! Ona - szukał odpowiedniego słowa - jest piękna, słodka i patrz jaka spokojna! Nie płacze tylko się na nas patrzy. A jakie ma piękne, duże oczy! Zielone, tak z pewnością zielone, ale wydaje mi się, ze długo takie nie zostaną. A cóż to za imię Mara? Nigdy o takim nie słyszałem. Zaciekawiające muszę rzec. Musimy kupić najpotrzebniejsze rzeczy, do wychowania naszej kruszynki. - aż buchał radością.
- Poproszę sąsiadów, aby się nią chwilę zaopiekowali. Emma to moja przyjaciółka więc raczej nie powinna mi odmówić.
 Laura poszła do sąsiadów, lecz kiedy zapukała do drzwi jej oczom nie ukazała się Emma tylko obca kobieta trzymająca w rękach dziecko.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała nieznajoma z miłym uśmiechem.

- Yyyy... Jest Emma? Chciałam ją poprosić, aby przypilnowała mojego dziecka, które znajdowało się pod naszymi drzwiami. Musimy iść na zakupy. A nie możemy Mary zostawić samej w domu. - powiedziała niepewnym głosem.
- Emmy nie ma. Prosiła mnie o popilnowanie jej dziecka i poszła na zakupy. Jestem nauczycielką i dorabiam sobie jako opiekunka do dzieci. Mogę przypilnować i tej kruszynki - uśmiechnęła się.
- Nie chcę robić kłopotu. Już musi się pani zająć Lokim? Dobrze przeczytałam? - zapytała złotowłosa.
- To żaden kłopot. Widać, że te dzieci są wyjątkowo spokojne. Zajmę się Lokim i Marą, a w dodatku za niewielkie pieniądze. Tak po znajomości. Proszę mi tylko ją dać i możecie jechać na zakupy.

- Dobrze. Ale nie jestem pewna czy mogę ci ufać. Możesz pokazać mi dowód osobisty? Ostrożności nigdy za wiele. - powiedziała patrząc na Sarę podejrzliwym wzrokiem.
- Proszę bardzo - pokazała jej dowód.
- Dobrze. Dziękuję, że zaproponowałaś mi zaopiekowanie się Marą. Do widzenia. - powiedziała i wyszła.
- Przepowiednia się sprawdza. - rzekła do siebie.

*Sara jest podejrzana nie? Sama kiedy to przeczytałam, odczułam takie wrażenie ;)*