No i jestem. Trochę dłużej mi to zajęło :P Przeskoczyłam z historią o kilka lat, żeby główni bohaterowie mogli być już dorośli :D Miłego czytania :3
______________________________________________________________________________
Kilka lat później... ______________________________________________________________________________
Pewnie gdzieś znowu poszedł. Znowu beze mnie. Najwyżej pokażę mu to jak wróci.
Wzruszyła ramionami i ruszyła z powrotem do swojej komnaty. Zobaczyła nieopodal Lokiego rozmawiającego z jakimiś dziewczynami. Podbiegła do niego omal nie potykając się o własne nogi i z wielkim uśmiechem na twarzy pokazała mu książkę.
- "Miejsca ukryte w zakątkach dziewięciu światów" - przeczytał tytuł, a Mara pokiwała głową z zadowoleniem.
- Możemy któreś z nich odnaleźć. Taka mała przygoda - powiedziała, a z jej twarzy nie znikał uśmiech.
- Możecie zostawić nas samych? - zwrócił się do rozbawionych dziewczyn, a one posłusznie odeszły - Mara to nienajlepszy pomysł.
- Czemu? - spytała mrużąc oczy.
- Masz zakaz. To niebezpieczne, a poza tym Argorn tylko czeka aż wyjdziesz za progi zamku. Więc lepiej odłóż tą księgę na swoje miejsce i zapomnij o tym - powiedział kładąc jej rękę na ramieniu.
Dziewczyna odeszła do tyłu urażona.
- Argorna nie widziałam już od kilku lat. Nie jestem już dzieckiem i umiem się obronić zarówno za pomocą magii, jak i broni. Powiedz po prostu, że to wstyd dla ciebie gdziekolwiek się ze mną pokazywać i że nie chcesz spędzać ze mną czasu.
Kłamca zamrugał niezadowolony.
- Mam rację prawda?
- Może - odpowiedział i bez żadnego dodatkowego słowa ruszył przed siebie omijając Marę.
- Przyjaciele na zawsze, tak? - spytała nie odwracając się. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko zerknął za siebie i poszedł dalej - Tak też myślałam...
Przytuliła do siebie księgę i powstrzymując łzy wróciła do komnaty. Wchodząc do środka zauważyła, że na jej łóżku siedzi blondynka o dużych, niebieskich oczach i uśmiechem na twarzy.
- Nie było cię, więc postanowiłam poczekać. Mam ciekawe nowiny - powiedziała posyłając jej promienny uśmiech, lecz szybko spoważniała - Ty płaczesz? - wstała na równe nogi.
- To nic takiego Sigyn... - pokręciła głową odkładając książkę.
- Jak to nic takiego? - spytała przytulając przyjaciółkę - Loki?
- Ja już go nie poznaję. Kiedyś był moim przyjacielem, a teraz... - usiadła na łóżku - Czemu on taki jest?
- Ludzie się zmieniają i nic na to nie poradzisz... A co od niego chciałaś? - Mara pokazała na książkę - "Miejsca ukryte w zakątkach dziewięciu światów" - przeczytała - Może ja z tobą pójdę?
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- Dzięki, jesteś kochana.
- Bo to w końcu ja - zaśmiała się, a Mara jej zawtórowała – Dobrze, ja już idę - wstała i podeszła do wyjścia.
- Miałaś mi chyba przekazać jakąś nowinę.
- To może poczekać. Jestem już spóźniona - powiedziała i wyszła.
Mara położyła się na niebieskiej pościeli i przykryła głowę poduszką. Musiała jakoś odreagować, więc postanowiła poćwiczyć. Wzięła fiolkę z fioletowym płynem i wypiła zawartość jednym haustem. Poczuła jak jej ciało przeszywa dreszcz. Podeszła do wielkiego lustra i spojrzała na siebie. W jednej chwili na jej nadgarstku pojawił się pentagram, a jej ciało zmieniło kolor na srebrnoszary. Skupiła wzrok na swojej dłoni i zamknęła oczy. Myślała tylko o jednym. Stworzyć ogień... Otworzyła oczy z nadzieją, ale jej dłoń nie płonęła. Wyciszyła ponownie swój umysł, ale dalej nic się nie działo.
- Minęło kilka lat, a ja ciągle tego nie umiem! - zdenerwowana złapała książkę, która nagle zapłonęła. Odskoczyła do tyłu i zdając sobie sprawę co się dzieje ugasiła ogień - Jak to działa? Kiedy jestem skupiona nic się nie dzieje. Kiedy się zezłościłam to nagle zaczęło płonąć... - zaklaskała w dłonie - Emocje! To działa na zasadzie emocji!
Spojrzała na swoją rękę i postanowiła spróbować jeszcze raz. Przypomniała sobie jak potraktował ją Loki, jak się zachowywał w ciągu tych pięciu lat. Ogarniała ją złość, którą próbowała przekształcić w ogień. Jej ręka zaczęła się palić i zmieniała wielkość płomienia zależnie od chęci dziewczyny. Gdy wyciszyła umysł ogień zgasł.
- Teraz czas na lód - powiedziała sama do siebie. Wiedząc, że lód będzie działał na innej zasadzie, skupiła się i stworzyła lodowy sztylet. Uśmiechnęła się zadowolona. Umiała choć trochę opanować moce olbrzymów. Była zachwycona swoim osiągnięciem. Od dłuższego czasu głowiła się nad tym jak używać tych mocy. Położyła się zadowolona na łóżku i przysnęła.
***
Obudziło ją pukanie do drzwi. Zaspana zamruczała coś co miało oznaczać, żeby osoba która pukała weszła. Widząc Sigyn wchodzącą do pokoju odwróciła się na brzuch i będąc na krańcu łóżka zleciała na podłogę,
- Co jest? - spytała leżąc plackiem na podłodze.
- Weź wstań.
- Dobrze mi tu tak. Mów o co chodzi - mruknęła.
- Miałyśmy wyjść...
- Ach, no tak! - zerwała się z ziemi i chwyciła szczotkę - Muszę się przebrać, czekaj chwilę - złapała za przyszykowane już wcześniej ubrania i wbiegła do łazienki.
Ściągnęła z siebie wymiętoloną sukienkę i rzuciła ją do kosza z brudnymi ubraniami. Założyła na siebie wygodną, obcisłą koszulkę na ramiączkach, luźną, czarną, wielowarstwową spódnicę do połowy uda pod którą do specjalnego paska na nodze schowała sztylet. Spięła włosy w wysoką kitkę, a na nogi założyła luźne, wygodne kozaki. Wyszła z łazienki i złapała za torebkę na ramię, w której trzymała midgardzki aparat, notatnik, długopis, wodę i małą, podręczną książeczkę botaniczną.
Zanim otworzyła drzwi i przekroczyła ich próg przypomniała sobie o jednym.
- Zaraz. Przecież nas nie wypuszczą.
- Myślałam, że coś wymyślisz mogłybyśmy wyjść jakoś inaczej.
- Jedynym innym wyjściem jest okno.
- To może oknem?
Mara podeszła do okna, otworzyła je i spojrzała w dół. Były bardzo wysoko, a na dole znajdowały się krzaki.
- Wiesz, że to szaleństwo? - spytała rozglądając się, czy nikogo w pobliżu nie ma.
- Może i szaleństwo, ale sama chciałaś wyjść. W zamku przecież się nie teleportujesz.
- Możemy związać kołdrę z prześcieradłem, a potem po niej zejść. Nic się nam nie stanie, widziałam to w wielu filmach.
- Tak też zróbmy - Sigyn złapała za prześcieradło, związała je z kołdrą, a kołdrę z firanką i przymocowała je do łóżka - Ty pierwsza.
Mara złapała się mocno materiału i stanęła na oknie. Upewniając się, że łóżko się nie rusza, a materiały są dobrze przywiązane, zaczęła schodzić na dół. Materiał boleśnie obcierał jej dłonie, ale mimo to na jej twarzy nie zagościł grymas. Trzymając się już tylko końcówki firanki zeskoczyła z gracją na ziemię. Sigyn widząc, że dziewczyna przeszła bez problemu, złapała się "liny" i także zaczęła schodzić na dół. Materiał zaczął się rwać. Złapała się mocniej i wisiała w bezruchu. Była wysoko nad ziemią, ale za daleko od okna, więc nie miała jak zeskoczyć, ani jak wejść z powrotem na górę. Materiał zaczął rwać się coraz bardziej, a kiedy porwał się już całkowicie blondwłosa krzyknęła czując jak leci w dół. Zamknęła oczy mając nadzieję, że jakimś cudem uda się jej uchronić przed bolesnym upadkiem. Mara szybko zareagowała. Magią zatrzymała przyjaciółkę zanim ta uderzyła o ziemię.
- Na Odyna! To było przerażające - powiedziała, ale Mara zatkała jej usta.
- Ciiii... Zaraz będą tu straże, musimy zwiewać - rozejrzała się w poszukiwaniu strażników i pociągnęła Sigyn za rękę.
Przedzierały się przez krzaki jak najciszej mogły. Trochę się podrapały przez wystające gałęzie, ale w końcu dotarły do wioski przy zamku. Mara rozejrzała się z zachwytem, ale szybko spoważniała widząc stajnie z kilkoma końmi. Jej oczy zabłyszczały z zadowolenia. Wpadła na pomysł.
- Będą nas szukać. Musimy wziąć konia.
- Ne umiesz jeździć konno - stwierdziła z przerażeniem.
- Damy radę - ostrożnie wsiadła na konia i pomogła Sigyn. Poklepała zwierza i zanim właściciel cokolwiek zauważył ruszyła przed siebie.
Zbliżały się do celu swej
podróży. Tęten kopyt i przerażające rżenie konia ledwo zagłuszały szum
wodospadu. Były coraz bliżej i bliżej. Mara zdenerwowała się, ponieważ koń nie
zwalniał i jechał prosto do wody.
- Sigyn jak go zatrzymać? - spytała przerażona.
- Nie wiem. Zrób coś! Użyj magii! - krzyknęła łapiąc ją mocno w pasie. Mara rzuciła torebkę na bok i kiedy koń był już prawie w wodzie oślepiła go blaskiem mając nadzieję, że się zatrzyma. Koń wystraszył się i zrzucił dziewczyny na ziemię, a następnie uciekł galopem.
- Nie wierzę, że się na to zgodziłam - wymamrotała przygnieciona przez przyjaciółkę.
Mara zeszła z niej i zabrała leżącą nieopodal torebkę.
- Zawsze mogłyśmy wylądować w wodzie.
- I tak będziemy musiały się zmoczyć. Jak inaczej wejdziemy za wodospad?
Czarnowłosa wyjęła z torebki fiolkę z fioletowym płynem i pokazała ją Sigyn.
- Właśnie dla tego wzięłam to - uśmiechnęła się.
- Umiesz już nad tym panować?
- To było łatwiejsze niż myślałam.
- Ale nie będę mogła cię dotknąć.
- Wezmę tylko trochę, więc nie potrwa to długo - otworzyła pojemniczek i wypiła z niego kilka kropel.
Po jej ciele przeszedł dreszcz, a jej skóra jak zwykle przemieniła się w srebrnoszarą. Podeszła spokojnie do wody i dotknęła jej myśląc tylko, by ją zamrozić. Udało się.
- Uważaj, jest ślisko - stanęła na lodzie i przesuwała się ostrożnie, a Sigyn zrobiła to samo.
Wodospad nie był zamrożony, więc zeszły na bok, by jak najmniej się zmoczyć. Przesuwały się wzdłuż kamiennej ściany, aż w końcu znalazły się poza zasięgiem wody. Mara wyciągnęła z torebki książkę i zaczęła szukać konkretnej strony.
- Musimy znaleźć burgundowy kryształ, on nas przeniesie – odłożyła księgę na ziemię.
- Burgundowy? Jaki to kolor?
- Właśnie nie wiem.
- Widzę tu turkusowy, indygo, morski, krwisty, beżowy, łososiowy, fuksję, bordowy - wyliczała - Więc to chyba ten - wskazała na kryształ kolorem zbliżony do buraczkowego.
- Zobaczmy.
Obie dotknęły klejnotu i nagle poczuły się jak podczas teleportacji. Były teraz w ciemnym miejscu. Nic nie widziały, nic nie słyszały, tylko czuły siarczysty zapach, jakby ktoś odpalił zapałkę. Mara stworzyła niebieską kulę światła i podeszła kilka kroków do przodu. Zobaczyła różowy krzak z liśćmi w kształcie serc, a dalej te same krzaki, tylko w innych kolorach. Zrobiła im zdjęcie, opisała je, a następnie urwała po gałązce i schowała. W innych miejscach widziała znane jej już rośliny. Było też tam jezioro o lodowatej wodzie. Podeszła do miejsca gdzie usłyszała jakiś dźwięk. Odwróciła się i odskoczyła do tyłu tłumiąc krzyk. Zwierzęta przed nią były średniej wielkości, czarne, z ostrymi pazurami i zębami. Na ich grzbietach znajdowały się kolce i skrzydła. Wyglądały jak małe smoki. Stworzenia poruszyły się niespokojnie.
- Smoczki cienia... - usłyszała ściszony ton głosu Sigyn - Nie możemy ich obudzić. Lepiej już wracajmy.
Mara sięgnęła po książkę, ale jej nie znalazła.
- Zostawiłam książkę za wodospadem.
- Utknęłyśmy tu?! - krzyknęła, a Mara zatkała jej ręką usta.
- Cicho. Chcesz zbudzić smoki? Znajdziemy jakieś inne wyjście.
Podeszła kilka kroków do jeziora zostawiając Sigyn w mroku i nadepnęła na patyk, którego trzask rozniósł się po okolicy. Dziewczyny usłyszały głośny ryk i setki smoków cieni rzuciło się w ich stronę. Mara rzuciła kulę światła do góry tak, by miały lepszą widoczność.
***
Loki wiedząc, że dziewczyny zbliżają się do celu zatrzymał konia niedaleko i przywiązał go do drzewa. Resztę drogi przebył pieszo. Widział jak dziewczyny spadają z przestraszonego konia i dzięki Marze dostały się za wodospad. Wszedł ostrożnie na dość cienki lód, który trochę popękał pod jego ciężarem. Aby nie wpaść do wody ukląkł i przemieszczał się na czworaka. Nie zdążył zobaczyć jakim sposobem Sigyn i Mara zmieniły swoje położenie. Chciał już zawrócić, ale zauważył leżącą księgę, którą pokazywała mu Mara. Otworzył ją i zaczął szukać wzmianki o przejściu za wodospadem.
- Burgundowy... - rozejrzał się i dotknął odpowiedniego kamienia.
Przeniósł się gdzieś indziej, czuł to. Zanim zdążył się rozejrzeć po okolicy poczuł jak coś mocno podrapało go w nogę. Syknął z bólu, odrzucił stworzenie na bok i unikając kolejnego ataku zauważył Sigyn skuloną na ziemi i Marę na którą leciały czarne stworzenia. Jedno drasnęło ją pazurami w twarz, drugie wbiło zęby w jej nogę. Upuścił księgę i ruszył w jej stronę chroniąc się przed atakiem. Dziewczyna zaczęła biec odganiając się od ptaków. Złapała za sztylet i wymachiwała nim na prawo i lewo próbując trafić napastników.
- Mara stój! - krzyknął stanowczo Loki, lecz przez skrzek smoków dziewczyna nic nie słyszała.
Wbiegła na wysoki klif i odwróciła się, by sprawdzić, czy czarne stworzenia nadal za nią lecą. Nim zdążyła zauważyć w jakiej jest sytuacji, jeden ze smoków skoczył na nią i oboje z wielkim pluskiem wpadli do wody. Mara się szarpała, próbowała zdjąć z siebie gada który boleśnie wgryzał się w jej rękę i wbijał szpony w jej brzuch. Próbowała krzyczeć, ale zakrztusiła się wodą. Czuła jak wraz z ubywającą krwią traci siły, a obraz staje się niewyraźny. Była już głęboko pod wodą. Traciła oddech. Tonęła.
Zanim straciła przytomność zobaczyła jakąś rozmazaną postać, która dźgnęła smoka w plecy sztyletem i odrzucając stworzenie na bok, złapała ją w pasie.
Loki wypłynął na brzeg trzymając w rękach bezwładne ciało Mary i zauważył, że wszystkie smoki leżą nieprzytomne. Sigyn widząc chłopaka podniosła się z ziemi mimo zmęczenia.
- Ty to zrobiłaś? - spytał podchodząc do niej kulawo, gdyż miał zranioną nogę.
- Nie wiem. Chyba - spojrzała z troską na Marę - Czy ona...?
- Oddycha. Ledwo - westchnął.
Mara kaszlnęła, ale się nie zbudziła.
- Musimy zatamować jej ranę, ale najpierw trzeba stąd iść.
- Zostawiliśmy księgę, nie wiemy jak wyjść.
- Tak jak weszliśmy. Upuściłem księgę tam - wskazał głową na kępę trawy - Schowaj ją tak, by Mara więcej jej nie znalazła
Sigyn kiwnęła głową i podniosła księgę. Zabrała również lekko porwaną torebkę dziewczyny i razem z Lokim podeszła do ściany z kamieniami. Tak jak wcześniej dotknęli burgundowego kamienia, lecz tym razem znaleźli się obok wodospadu. Loki przeszedł parę kroków, ale nagle poczuł promieniujący ból w nodze i upadł na kolana prawie upuszczając Marę.
- Loki co jest? - spojrzała na jego nogę i zobaczyła, że na spodnie w pewnym miejscu są podarte, a większość jest zdarta - Na Odyna! To wygląda okropnie.
- Idź po konia. Przywiązałem go niedaleko do drzewa.
Sigyn skinęła głową i pobiegła w stronę drzew.
Loki widząc, że rana Mary obficie krwawi zdjął z siebie zieloną bluzkę i rozerwał z niej długi pasek, który następnie mocno przywiązał do jej ręki. Resztę materiału przywiązał do swojej nogi krzywiąc się z bólu. Spojrzał na dziewczynę. Była śmiertelnie blada i zimna. Złapał ją tak jak wcześniej i wstał widząc zbliżającą się Sigyn. Na jego szczęście Mara była lekka jak piórko.
- Mówiłem, że to zły pomysł - mruknął do nieprzytomnej dziewczyny nie oczekując odpowiedzi.
- Sigyn jak go zatrzymać? - spytała przerażona.
- Nie wiem. Zrób coś! Użyj magii! - krzyknęła łapiąc ją mocno w pasie. Mara rzuciła torebkę na bok i kiedy koń był już prawie w wodzie oślepiła go blaskiem mając nadzieję, że się zatrzyma. Koń wystraszył się i zrzucił dziewczyny na ziemię, a następnie uciekł galopem.
- Nie wierzę, że się na to zgodziłam - wymamrotała przygnieciona przez przyjaciółkę.
Mara zeszła z niej i zabrała leżącą nieopodal torebkę.
- Zawsze mogłyśmy wylądować w wodzie.
- I tak będziemy musiały się zmoczyć. Jak inaczej wejdziemy za wodospad?
Czarnowłosa wyjęła z torebki fiolkę z fioletowym płynem i pokazała ją Sigyn.
- Właśnie dla tego wzięłam to - uśmiechnęła się.
- Umiesz już nad tym panować?
- To było łatwiejsze niż myślałam.
- Ale nie będę mogła cię dotknąć.
- Wezmę tylko trochę, więc nie potrwa to długo - otworzyła pojemniczek i wypiła z niego kilka kropel.
Po jej ciele przeszedł dreszcz, a jej skóra jak zwykle przemieniła się w srebrnoszarą. Podeszła spokojnie do wody i dotknęła jej myśląc tylko, by ją zamrozić. Udało się.
- Uważaj, jest ślisko - stanęła na lodzie i przesuwała się ostrożnie, a Sigyn zrobiła to samo.
Wodospad nie był zamrożony, więc zeszły na bok, by jak najmniej się zmoczyć. Przesuwały się wzdłuż kamiennej ściany, aż w końcu znalazły się poza zasięgiem wody. Mara wyciągnęła z torebki książkę i zaczęła szukać konkretnej strony.
- Musimy znaleźć burgundowy kryształ, on nas przeniesie – odłożyła księgę na ziemię.
- Burgundowy? Jaki to kolor?
- Właśnie nie wiem.
- Widzę tu turkusowy, indygo, morski, krwisty, beżowy, łososiowy, fuksję, bordowy - wyliczała - Więc to chyba ten - wskazała na kryształ kolorem zbliżony do buraczkowego.
- Zobaczmy.
Obie dotknęły klejnotu i nagle poczuły się jak podczas teleportacji. Były teraz w ciemnym miejscu. Nic nie widziały, nic nie słyszały, tylko czuły siarczysty zapach, jakby ktoś odpalił zapałkę. Mara stworzyła niebieską kulę światła i podeszła kilka kroków do przodu. Zobaczyła różowy krzak z liśćmi w kształcie serc, a dalej te same krzaki, tylko w innych kolorach. Zrobiła im zdjęcie, opisała je, a następnie urwała po gałązce i schowała. W innych miejscach widziała znane jej już rośliny. Było też tam jezioro o lodowatej wodzie. Podeszła do miejsca gdzie usłyszała jakiś dźwięk. Odwróciła się i odskoczyła do tyłu tłumiąc krzyk. Zwierzęta przed nią były średniej wielkości, czarne, z ostrymi pazurami i zębami. Na ich grzbietach znajdowały się kolce i skrzydła. Wyglądały jak małe smoki. Stworzenia poruszyły się niespokojnie.
- Smoczki cienia... - usłyszała ściszony ton głosu Sigyn - Nie możemy ich obudzić. Lepiej już wracajmy.
Mara sięgnęła po książkę, ale jej nie znalazła.
- Zostawiłam książkę za wodospadem.
- Utknęłyśmy tu?! - krzyknęła, a Mara zatkała jej ręką usta.
- Cicho. Chcesz zbudzić smoki? Znajdziemy jakieś inne wyjście.
Podeszła kilka kroków do jeziora zostawiając Sigyn w mroku i nadepnęła na patyk, którego trzask rozniósł się po okolicy. Dziewczyny usłyszały głośny ryk i setki smoków cieni rzuciło się w ich stronę. Mara rzuciła kulę światła do góry tak, by miały lepszą widoczność.
***
Loki wiedząc, że dziewczyny zbliżają się do celu zatrzymał konia niedaleko i przywiązał go do drzewa. Resztę drogi przebył pieszo. Widział jak dziewczyny spadają z przestraszonego konia i dzięki Marze dostały się za wodospad. Wszedł ostrożnie na dość cienki lód, który trochę popękał pod jego ciężarem. Aby nie wpaść do wody ukląkł i przemieszczał się na czworaka. Nie zdążył zobaczyć jakim sposobem Sigyn i Mara zmieniły swoje położenie. Chciał już zawrócić, ale zauważył leżącą księgę, którą pokazywała mu Mara. Otworzył ją i zaczął szukać wzmianki o przejściu za wodospadem.
- Burgundowy... - rozejrzał się i dotknął odpowiedniego kamienia.
Przeniósł się gdzieś indziej, czuł to. Zanim zdążył się rozejrzeć po okolicy poczuł jak coś mocno podrapało go w nogę. Syknął z bólu, odrzucił stworzenie na bok i unikając kolejnego ataku zauważył Sigyn skuloną na ziemi i Marę na którą leciały czarne stworzenia. Jedno drasnęło ją pazurami w twarz, drugie wbiło zęby w jej nogę. Upuścił księgę i ruszył w jej stronę chroniąc się przed atakiem. Dziewczyna zaczęła biec odganiając się od ptaków. Złapała za sztylet i wymachiwała nim na prawo i lewo próbując trafić napastników.
- Mara stój! - krzyknął stanowczo Loki, lecz przez skrzek smoków dziewczyna nic nie słyszała.
Wbiegła na wysoki klif i odwróciła się, by sprawdzić, czy czarne stworzenia nadal za nią lecą. Nim zdążyła zauważyć w jakiej jest sytuacji, jeden ze smoków skoczył na nią i oboje z wielkim pluskiem wpadli do wody. Mara się szarpała, próbowała zdjąć z siebie gada który boleśnie wgryzał się w jej rękę i wbijał szpony w jej brzuch. Próbowała krzyczeć, ale zakrztusiła się wodą. Czuła jak wraz z ubywającą krwią traci siły, a obraz staje się niewyraźny. Była już głęboko pod wodą. Traciła oddech. Tonęła.
Zanim straciła przytomność zobaczyła jakąś rozmazaną postać, która dźgnęła smoka w plecy sztyletem i odrzucając stworzenie na bok, złapała ją w pasie.
Loki wypłynął na brzeg trzymając w rękach bezwładne ciało Mary i zauważył, że wszystkie smoki leżą nieprzytomne. Sigyn widząc chłopaka podniosła się z ziemi mimo zmęczenia.
- Ty to zrobiłaś? - spytał podchodząc do niej kulawo, gdyż miał zranioną nogę.
- Nie wiem. Chyba - spojrzała z troską na Marę - Czy ona...?
- Oddycha. Ledwo - westchnął.
Mara kaszlnęła, ale się nie zbudziła.
- Musimy zatamować jej ranę, ale najpierw trzeba stąd iść.
- Zostawiliśmy księgę, nie wiemy jak wyjść.
- Tak jak weszliśmy. Upuściłem księgę tam - wskazał głową na kępę trawy - Schowaj ją tak, by Mara więcej jej nie znalazła
Sigyn kiwnęła głową i podniosła księgę. Zabrała również lekko porwaną torebkę dziewczyny i razem z Lokim podeszła do ściany z kamieniami. Tak jak wcześniej dotknęli burgundowego kamienia, lecz tym razem znaleźli się obok wodospadu. Loki przeszedł parę kroków, ale nagle poczuł promieniujący ból w nodze i upadł na kolana prawie upuszczając Marę.
- Loki co jest? - spojrzała na jego nogę i zobaczyła, że na spodnie w pewnym miejscu są podarte, a większość jest zdarta - Na Odyna! To wygląda okropnie.
- Idź po konia. Przywiązałem go niedaleko do drzewa.
Sigyn skinęła głową i pobiegła w stronę drzew.
Loki widząc, że rana Mary obficie krwawi zdjął z siebie zieloną bluzkę i rozerwał z niej długi pasek, który następnie mocno przywiązał do jej ręki. Resztę materiału przywiązał do swojej nogi krzywiąc się z bólu. Spojrzał na dziewczynę. Była śmiertelnie blada i zimna. Złapał ją tak jak wcześniej i wstał widząc zbliżającą się Sigyn. Na jego szczęście Mara była lekka jak piórko.
- Mówiłem, że to zły pomysł - mruknął do nieprzytomnej dziewczyny nie oczekując odpowiedzi.